niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 24

Dzięki temu telefonowi wszyscy odzyskali nadzieję na lepsze zakończenie niż to, które przewidywała policja. Lepsze, w tym przypadku niestety nie zapewnia szczęśliwego zakończenia.
-Nie oddamy cię! Zwariowałaś?- Krzyknęła Amelia uciszając koleżankę.
-Ależ oddamy...- Wtrącił Harold.
-Och, zamknij się.- Uciszył go Louis.
-Dokonamy wymiany, ale będzie wyglądała nieco inaczej, niż tego oczekują.- Rozmowy przez skypa może nie były najbardziej profesjonalnym rozwiązaniem, ale odległość między Nowym Jorkiem a Los Angeles nie pozostawiała innych rozwiązań. Policjanci którzy pozostali w LA prowadzili dociekliwe dochodzenie. Niestety kryjówka porywaczy pozostała niezweryfikowana, a sami porywacze chcieli dostać w ręce Joy.
Udało się jednak ustalić jedną rzecz. Sprawcami był gang, do którego należał zabójca Willeya Life`a.
-Inaczej?- Zdublował Niall.
-Inaczej. Jedna z naszych agentek przebierze się za Joy. Kupi nam w ten sposób czas. Podczas wymiany przechwycimy Olivię.- Tłumaczył.
-To niebezpieczne...-Szepnęła Joy rozmasowując czoło.
-Wpisane w nasz zawód.
-Wymienię się. Nie chce żeby komuś coś się stało z mojego powodu.- Stwierdziła stanowczo.
-Chyba sobie żartujesz!- Oburzył się Louis.- Nigdzie nie jedziesz!
-Gdybyś to zrobiła nie było by problemu.- Burknął Harry, na co Niall uderzył go w tył głowy.
-Zamknij się Styles!- Nakazał blondyn.
-Spierdalaj...- Warknął, odchodząc bardziej na bok z założonymi rękoma.
-Ogółem mówiąc, teraz wszystko zależy od szczęścia. Jesteśmy dobrze przygotowani.


-Jesteśmy dobrze przygotowani. Nie ma szans, żeby coś poszło nie tak.- Powiedział rosły czarnowłosy mężczyzna.
-Od kiedy usłyszała, że szykujemy przechwyt stała się jakaś pyskata.- Stwierdził drugi. Nogi miał na biurku odpychając się nimi lekko i bujając na tylnych nogach od krzesła. Olivia siedziała na krześle w koncie pokoju. Nie wiedziała czy to strych, piętro, czy może w piwnicy. Dedukując i biorąc pod uwagę pleśń na ścianach i wilgoć w powietrzu stawiała na piwnicę. Nie wiedziała, która godzina. Nie miała pojęcia, czy jest noc, czy może już dzień. Posiłek dostawała o określonej porze dnia, co dawało jej, jak myślała, nie jakie pojęcie o porze dnia. Był to obiad. A może kolacja lub śniadanie? Nie wiedziała ile dni spędziła w tej zatęchłej norze.
-Mam nadziej, że nie będzie robiła problemów.- Powiedział czarnowłosy, który jak usłyszała nazywał się Steve. Ten drugi, który wyglądał na szefa, nazywał się Chris. Był też trzeci, nie obecny w tym czasie, o imieniu Michael. Ten ostatni był dla niej najbardziej wyrozumiały, to on przynosił jej jedzenie, a gdy czegoś potrzebowała, przynosił jej to. Gdy zostawała sama z pozostałą dwójką czuła lęk. W pierwsze dni zdarzyło jej się dostać w twarz kilka razy od Steve, a Chris przeciągnął ją przez całą długość pokoju za włosy. Wiedziała, że teraz najlepszym wyjściem będzie siedzenie cicho. Całymi dniami siedziała na krześle lub na sofie. Związane miała jedynie ręce. Nie licząc tego była swobodna.
-Pewnie będą chcieli wcisnąć nam kogoś za Joy. Pamiętaj najpierw powiedzieć, żeby pokazali jej twarz. Nie spierdol tego tak jak za pierwszym razem.- Nakazał Chris.- Jeżeli będzie to ktoś inny otwieramy ognień i się wycofujemy. Olivia będzie miała wtedy przesrane.- Dodał złośliwie się do niej uśmiechając.
-Módl się, żeby nie próbowali na nas żadnych sztuczek.- Powiedział Mello. Nie patrzyła na nich. Myślała o nich z odrazą.
-Wygląda na przestraszoną...- Stwierdził Chris ironicznym tonem.
-Może opowiemy jej co zrobimy z jej koleżanką, gdy wymiana się dokona?- Powiedział Mello podchodząc do Oliv i podnosząc jej podbródek.- Chcesz wiedzieć?- Nie odpowiedziała. Nie patrzyła na niego. Zacisnęła mocno szczękę, a wzrok oddaliła tak by nie napotkać na jego oczy.
-Odpowiesz mi?- Spytał z uśmiechem. Gdy nie otrzymał odpowiedzi chwycił mocno za jej szczękę sprawiając ból.-Wystarczyło powiedzieć nie, ale skoro tak bardzo chcesz udowodnić, że jesteś silna opowiemy ci ze szczegółami.
-Wal się...- Parsknęła odpychając jego ręce od swojej twarzy.- Mów co chcesz. Wiem, że do tego nie dojdzie.
-Tak bardzo wierzysz w policję?- Spytał Mello ze śmiechem.
-Jeżeli twoje odpowiedź brzmi "tak" to pozwól, że Cię naprostujemy. Nic nie zdziałają. Nie wiem jaki idiota ich zatrudnia, ale są po prostu beznadziejni.
-Nawet banda idiotów wystarczyłaby do tego, żeby was złapać...- Szepnęła. Mello parsknął siadając na kanapie.
-Jutro się okaże czy masz rację.- Chrypnął Chris.
Okres czekania na wyjście z nory nie dłużył się zbytnio. Olivia przeważnie spała, lub siedziała słuchając rozmów porywaczy. Z tego co udało jej się zrozumieć, jej przyjaciele znajdowali się właśnie w Nowym Yorku. Zabolało ją to. Wiedziała, że nie będą mogli odwołać trasy, ale czuła się jakby ją zostawili na pastwę losów. Chris uważał, że będą chcieli dokonać fałszywej wymiany. Oliv zastanawiała się czy naprawdę aż tak nie doceniają policjantów, czy wręcz przeciwnie są aż tak przewidywalni. Jedyne co jej pozostawało to czekać. Czekać i mieć nadzieję, że w czasie wymiany nie dojdzie do strzelaniny, na którą tak cieszył się Steve. Wiedziała, że jej przyjaciele nie pozwolą narazić na niebezpieczeństwo Joy. Bała się jednak, że podczas wymiany ktoś ucierpi.

-Powinniśmy tam być.- Powiedział Harry opierający rozprostowane nogi o stolik do kawy. Wszyscy znajdowali się w salonie apartamentu w jednym z hoteli.
-Nadal uważam, że ten pomysł z fałszywą wymianą jest zbyt prost... Może nie powiedzieli nam o wszystkim?-Spytał Liam.
-Przecież wiadomo, że będą chcieli zobaczyć jej twarz.- Stwierdził Zayn.
-Nie widzę w tym planie sensu...- Westchnął Louis.
-Dlaczego nie wezmą prawdziwej Joy? Przecież i tak by jej nie oddali. Niestety...- Powiedział Harry, to ostatnie już szepcząc.
-Zamknij się Styles, to jest już nudne.- Warknęła Amelia.
-Ale po części to prawda. Gdyby w wymianie uczestniczyła prawdziwa Joy, prawdopodobieństwo potyczki było by dużo mniejsze.- Stwierdził Liam.
-Liam, czy gdyby Joy tu była, byłbyś to w stanie powtórzyć jej prosto w oczy?- Spytał Louis.- Przecież to niebezpieczne do cholery!
-Gdzie ona właściwie jest?- Spytał Niall.
-Powiedziała, że w nocy będzie pracować z dochodzeniówką. Chce wiedzieć jak będzie wyglądała wymiana i czy na pewno nikomu nic się nie stanie.- Odparła Amelia.
-Tchórz z niej... Gdyby miała jaja sama by w tej wymianie uczestniczyła.- Powiedział Harry, po czym chwycił się z głowę z wrzaskiem, ponieważ Niall uderzył go z całej siły w jej tylną część.
-Ogarnij się!- Krzykną blondyn. Harry wiedział, że to co mówi jest skrajnie nie na miejscu, ale z jego strony było to też jak najbardziej szczere. Gdy odwrócił wzrok od blondyna rzucił wzrokiem na Louisa. Przez ostatni tydzień nie odważył się tego zrobić, ale teraz dokładnie mu się przyjrzał. Uczucie, które go przeszyło, sprawiło że ścisnęło go w gardle. Oczy Tomlinsona były podkrążone, włosy roztrzepane i ogólne wyglądał na zmęczonego. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie jego żal w oczach, gdy patrzył na lokatego. Po zderzeniu ich wzroków od razu zwrócił twarz w inną stronę, nie chcąc na niego patrzeć.
-Dlaczego tak jej nienawidzisz?- Spytała Amelia.
-Mówi...- Nie dokończył zaskoczony ściskiem w gardle. Nabrał nierówny oddech.- Mówiłem już.
-Mówisz o niej tyle złych rzeczy. Czy dochodzi do Ciebie to, że gdyby nie Joy... Nigdy nie poznałbyś Olivii? - Harry spojrzał na Amelię zaszklonymi oczyma.
-Pamiętasz? Jej ojciec zaprosił was, ponieważ chciał żebyście pracowali razem z nią. Pomimo nie miłych początków, zrobiła to. Dlaczego rozpamiętujesz tylko te złe chwile?- Spytała lekko się unosząc.- Nic nie daje ci prawa, żeby jej tak nienawidzić!
-Gdyby nie ona...
-Nie znał byś, ani mnie, ani Olivii. Nie oczekuję, że nagle ją polubisz. Chcę tylko żebyś ją tolerował, choćby za to, że istnieje. Tyle wystarczyło, żebyś poznał Olivię. Jak na razie jesteś tą osobą, która wszystkich rani. Nie ona. Ty.- Dokończyła. Harry siedział w ciszy. Spojrzał na Louisa, który patrzył w stronę okna.
-Powiedzieli, że odbiorą mi Olivię...- Wychrypiał Styles. Wszyscy spojrzeli na niego z brakiem zrozumienia.
-Nie rozumiem...- Stwierdził Zayn.
-Adrien.... I reszta....
-O co chodzi?
-Kazali mi się pozbyć Joy, dla rozgłosu o jej zostawieniu One Direction na lodzie.- Harry się złamał. Nie potrafił dłużej w sobie tego trzymać.- Powtarzali mi kilkanaście razy w jaki sposób nas wykorzystuje. Uwierzyłem w to i nadal wierzę. Jeżeli nie pozbędę się Joy, zabronią spotykać mi się z Olivią. Kocham ją nad życie! Jak mam się teraz czuć? Porwali ją, zamiast Life, której szczerze za to teraz nienawidzę! Przepraszam, że mówię takie rzeczy. Ale nie potrafię myśleć teraz inaczej. Nie chcę was ranić, chciałem was chronić...- Amelia usiadła obok niego i objęła ramieniem. Harry zaczął szlochać zasłaniając twarz.
-Jesteś beznadziejny.- Szepnął Louis. Na co Styles podniósł wzrok zawieszając go na nim.- Myślisz, że bym nie zauważył gdyby coś kombinowała?- Harry nie wiedział jak się zachować. Myślał, że Louis go nienawidzi, a tymczasem uśmiechnął się do niego delikatnie jak na znak zawieszenia broni. Harry pokiwał przecząco głową uśmiechając się. Tomlinson podszedł do niego, a Harry wstał po czym przytulił go mocno, tak jakby ta siła miała pokazać jak bardzo żałuje tego co mówił.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie tylko Joy.
-Ale ja nadal myślę...- Zaczął, ale ugryzł się w język.
-Możesz jej nie ufać, ale ufasz mi prawda?- Spytał Lou.
-Przeproszę.- Poinformował odsuwając się od przyjaciela. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon.- Zadzwonię i spytam kiedy wraca.- Powiedział wychodząc z pokoju.
-Mówił to szczerze?- Spytał Zayn.
-Myślę, że chce mieć z nami dobre stosunki, co do tego że zaakceptuje Joy, pewny nie jestem.- Stwierdził Louis.
-Nie przeszkadza ci to?- Spytała Amelia.
-Dopóki nic jej nie jest, i jest ze mną, zniosę wszystko.
Joy nie odbierała, więc Harry postanowił zadzwonić na dochodzeniówkę. To co usłyszał sprawiło, że wszystko czym żył przez ostatnie dwa tygodnie legło w gruzach, wszystko o czym myślał od pierwszych rozmów z menagmentem stało się bujdą na resorach. Po usłyszeniu tego co chciał rozłączył się i pobiegł do reszty.
-Nie ma jej!- Krzyknął.- Joy poleciała do LA, żeby uczestniczyć w wymianie!
-Żartujesz sobie tak?!- Sfrustrowała się Amelia.
-Wyglądam jakbym żartował?- Zapytał wymachując rękoma i wskazując na swoją twarz.
-Dlaczego?- Spytał Niall siedząc z podkulonymi nogami.
-Nie wiem!- Odpowiedział lokaty. Louis wyciągnął szybko telefon z kieszeni i wystukał coś na nim trzęsącymi się rękoma. Po chwili pobiegł do swojego pokoju.
-Gdzie ty się wybierasz?- Spytała Amelia.
-Lece do Los Angeles. Czy to nie oczywiste?- Krzyknął nie zatrzymując się. Wszyscy zamarli. Harry chwycił się za tył głowy, zdając sobie sprawę z tego jak idiotycznie się zachowywał. Jak zareagowałby, gdyby to Joy została porwana? Czy byłby szczęśliwy widząc rozpacz Tomlinsona. Odpowiedź była oczywista. Od samego początku ingerował w miłość przyjaciela, nie mając do tego prawa. Przeklął na całe gardło, na co reszta wzdrygnęła.
-Macie zamiar tak stać? Musimy ją zatrzymać. Liam załatw taksówkę, spakuje cię.- Nakazał, a reszta zaniemówiła. Louis słyszący to z pokoju obok, podziękował mu w sercu za pomoc.


-Tak, chcę to zrobić. Ile razy mam powtarzać?- Spytała Joy. Siedziała w samolocie obok Gregor'ego próbując pozbyć się nerwów czytając książkę. Nie myślała już czy to co robi jest słuszne. Była tego pewna. Nie chciała narażać innych ludzi na niebezpieczeństwo, więc postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
-Po przyjeździe będziesz miała  jeszcze godzinę na zastanowienie, później nie będzie odwrotu.
-Wiem. Ufam wam. Wiem, że nic mi nie będzie.
-Nigdy nie jesteśmy tego pewni w stu procentach.
-W takim razie liczę, że chociaż tym razem mi się poszczęści. Jeżeli nie mi to Olivii, ona przeważnie je ma.
-Miejmy nadzieję, że obie będziecie je miały.

Bicie serca nie było przyśpieszone. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że w jej piersi serca nie ma. Kompletnie zamarło. Nawet nie próbowała ściągnąć opaski z oczu. Wiedziała, że mogłaby zostać ukarana. Oblizała spierzchnięte usta wsłuchując się w silnik vana. Po pewnym czasie chustka z jej oczu została ściągnięta, ponieważ byli pewni, że ich kryjówka nie zostanie wydana. Olivia zaszlochała patrząc na mężczyzn z bronią w ręku i kominiarkami na twarzach. Momentalnie została ukarana targnięciem za włosy. Jej ręce były związane na tyle, że mogła się wydostać. Wiedziała jednak, że nie miałoby to w tym momencie sensu. Ciszę przerwała wiadomość z krótkofalówki.
-Są na miejscu. Czekają w czarnym vanie. Nie widzę nieproszonych gości.
-Minuta i zaczynamy.

-Będzie dobrze.- Uspokoiła jedna z policjantek. Chwyciła za roztrzęsioną rękę Joy. Patrzyły przez przyciemnione szyby vana. Dostrzegły nadjeżdżające auto pasujące do opisu.
-Mam do ciebie prośbę. Jeżeli coś poszłoby nie tak, daj to Louisowi.- Powiedziała przez zaciśnięte gardło. Z ręki zdjęła bransoletkę, która była jej bardzo cenna. Była na niej przywieszka od Amelii  i Olivii, od mamy i taty, starych przyjaciół, z którymi musiała się rozstać.
-Rany, rany. Naprawdę mnie nie słuchasz. Będzie dobrze, tak?-  Policjantka położyła jedną rękę na jej głowie i spojrzała w jej oczy ze spokojem.
-Twoje słowa nie zapewnią bezpieczeństwa ani mnie, ani Olivii. Proszę, zrób to o co cię proszę.- Odparła stanowczo. Policjantka w ciszy wzięła bransoletkę i skryła w kieszeni przy piersi. Obie spojrzały na policjantów wychodzących przed samochód.
-Gdy damy ci znać, wyjdź. Pamiętaj, nie daj się wyprowadzić z równowagi, nie ważne co będą mówić.- Powiedział po czym wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi.
-Nadal możesz wysłać mnie, nie musisz tak ryzykować.- Ciągnęła temat policjantka. Była młoda i piękna.
-Dlaczego miałabyś ryzykować życiem za mnie? Może i tego wymaga twoja praca, ale nikt chyba nie jest na tyle głupi, żeby nie skorzystać z takiej okazji jaką ci dałam. To wszystko dzieje się z mojego powodu, jeżeli chcę iść, daj mi to zrobić.- Wytłumaczyła sparaliżowana strachem.
-Nie wiem czy dogadałybyśmy się prywatnie. Wydajesz się być strasznie oschła i niemiła, ale jestem pewna, że dla osób bliskich twojemu sercu jesteś w stanie poświęcić nawet swoje życie. Bardzo możliwe, że właśnie to robisz. Wiesz o tym.- Stwierdziła widząc jej  przyśpieszony oddech.
-Jeżeli nie będę miała okazji, powiedz Olivii, że ją przepraszam. Przepraszam z całego serca. Amelii, podziękuj, że broniła mnie i była ze mną szczera nawet w najtrudniejszych momentach ...
-Sama im to powiesz...
-Liama i Zayna przeproś i powiedz, że nie mam do nich żalu. Rozumiem dlaczego mi nie ufali.
-Sama i to powiesz głupia!- Uniosła się kobieta spoglądając na drzwi czarnego vana stojącego ze sto metrów od vana, w którym siedziały. Wyszło z niego trzech mężczyzn w kominiarkach z bronią w ręku. Joy zapłakała widząc ten obraz. Policjanci o czymś z nimi konwersowali, ona wolała tego jednak nie słyszeć czekała na znak, że ma wyjść.
-Horanowi podziękuj za to, że udawał że rozumie moje żarty i stał się dla mnie przyjacielem.- Rzuciła widząc jak jeden z policjantów podchodzi do drzwi odsuwając je i wyciągając do nich rękę.- Lou powiedz, że...- Zaczęła, po czym zamilknęła. Nie wiedziała za co miała by mu dziękować. Było tego po prostu za dużo.- Podziękuj mu za to, że zawsze był.- Dodała stwierdzając, że czasami proste słowa mają największy wydźwięk. Wyszła z auta nieco przytłoczona przestrzenią, która ją otaczała. W aucie nie odczuwała tego przytłoczenia. Był to stary, opuszczony pas lotniskowy.


Została wypchnięta, straciła równowagę i upadła na asfalt. Związane ręce nie amortyzowały uderzenia, przez co upadła na policzek zadrapując się.
-Oliv!- Krzyknęła Joy widząc wyczerpaną przyjaciółkę zbierającą się z ziemi.
-Niezdarny babsztyl...- Warknął Chris wypychając ją lekko na przód.
-Tak jak się umawialiśmy! Najpierw Joy, później oddamy blondynkę.- Krzyknął Steve, chwytając za związane ręce Olivii.
Joy wystąpiła na przód wiedząc, że nie ma już odwrotu. Łzy w jej oczach i policzkach wysuszał natarczywy wiatr wiejący wprost na jej oblicze tak, jakby ją popychał ku złu, a Olivię popychał ku wolności.
-Ręce do góry!- Krzyknął Steve chcąc mieć pewność, że Joy niczego nie kombinuje. Zrobiła jak chciał. Przeszła niecałą połowę drogi nie śpiesząc się. Patrzyła na przerażoną Olivię targaną za włosy. Przypominała sobie żal Harrego, który wylał prosto na nią. Poczucie winy było zbyt ciężkie, nie mogłaby żyć spokojnie ze świadomością, że to przecież miała być ona.






W końcu opublikowany post! Wiemy doskonale, że trzeba było na niego czekać wiele czasu, ale zależało nam na tym by był on dopracowany. I wierzcie nam lub nie, ale nas nawet bardziej denerwuje to, że są takie luki między dodawanymi  postami. Nie chcemy tego robić, lecz ostatnio pisanie zabiera nam coraz więcej czasu. Mamy nadzieję, że nie jesteście bardzo na nas złe :)
P.S Pisanie do nas o tym jak długo już nie było posta nam nie pomaga.