sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 8

Oliv i Harry siedzieli w pokoju chłopaka, panowała napięta atmosfera. To były ostanie chwile przed wyjazdem dziewczyny do Australii .
- Czemu musisz wyjeżdżać? Nie chcę się z tobą rozstawać na tak długo - powiedział cichym, lekko drżącym głosem. Dziewczyna nie wytrzymała i przytuliła się do niego mocno- Nie, przestań płakać - wytarł jej łzy z policzków, po czym dodał - chyba nie tak chcesz spędzić ostatnie chwile ze mną?
- To prawda nie chcę, najlepiej jakbym nie musiała się z tobą żegnać - Oliv spojrzała głęboko w jego zielone oczy. On również to zrobił po czym lekko podniósł jej podbródek i wpoił się w jej usta. Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy Harry złapał ją pod pośladkami i posadził na parapecie. Ona złapała go za szyję a on dotykał jej wcięcia w tali po czym zaczął podnosić swoje dłonie do góry równocześnie chcąc zdjąć jej koszulkę.
- Harry! Co my robimy ?! Chyba się zagalopowaliśmy
- Przepraszam, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Strasznie mnie pociągasz. Nie wytrzymam bez ciebie tych dwóch tygodni. - w jego oczach można było dostrzec iskrę szaleństwa. Ona wiedziała, że nie może tego kontynuować bo on również tak na nią działał. Posłała mu hipnotyzujące spojrzenie.
- Czuję do ciebie to samo, wiesz co?... - popatrzyła na niego z fascynacją - Kocham Cię- Chłopakowi mimowolnie podniosły się kąciki ust.
- Więc dlaczego mnie zatrzymałaś?
- Znamy się za krótko i nie jestem pewna czy jestem na to gotowa- Zmieszała się.
- Rozumiem.
- W nagrodę zostawię Ci kotka, a jak znów się zobaczymy to mi go oddasz, dobra?
- No ewentualnie, ale pamiętaj, że wolałbym Ciebie. Teraz pozwól że Cię pocałuję.- oznajmił i wykonał to co uważał za słuszne. Trwali tak dopóki drzwi do pokoju się uchyliły. Przestraszyli się, ale wtem zobaczyli, że to kotek. Oliv zaczęła się śmiać i chciała podbiec do Sky, lecz Hazza chwycił ją i rzucił na podłogę. Położył się na niej i patrzył na nią jakby chciał ją zjeść. Po chwili dziewczyna poczuła jego oddech na szyi. Chłopak zaczął ją delikatnie gryźć, a ona lekko go połaskotała po brzuchu. On odskoczył ze śmiechem. Nagle poczuła delikatne łaskotanie w policzek i spostrzegła, że to kotka ocierała się o nią futerkiem. Bardzo jej się podobała Sky i żal było ją zostawiać tak samo jak Hazzę, ale wiedziała, że za dwa tygodnie ich zobaczy. Postanowiła jednak na razie o tym nie myśleć i  zaproponowała chłopakowi, żeby zeszli do reszty.

* W tym samym czasie *

Louis i Joy jak zwykle gdzieś wyparowali, Hazza i Oliv siedzieli na górze. Amelia została z chłopakami w salonie. Dziewczyna leżała na kanapie i bawiła się telefonem, Liam wraz z Niallem grali w gry video na telewizorze, a Zayn ciągle wpatrywał się w Amelię. Było dosyć głośno, gdyż grze towarzyszyła głośna muzyka oraz krzyki chłopaków. Dziewczyna kątem oka obserwowała co się dzieje i trochę ją denerwowało zachowanie Malika. Widziała, że chce z nią porozmawiać na osobności, ale tylko na nią patrzył zamiast coś zrobić, by zwrócić na siebie uwagę. Chyba musiała się do tego przyzwyczaić, bo taki miał charakter. Wydawał się dość towarzyski, ale jak przychodziło co do czego to był nieśmiały. Jednak podczas ostatnich wydarzeń okazał się bardzo opiekuńczy w stosunku do niej i dowiedziała się, że zawsze może na niego liczyć. Postanowiła w końcu wyjść skoro reszta była zbyt zafascynowana wyścigówkami, żeby cokolwiek zobaczyć. Wstała i spojrzała znacząco na Zayna. Wyszła z pokoju kierując się w stronę drzwi do ogrodu. Usiadła na ławce, z której był doskonały widok na morze. Po chwili zza rogu wyłonił się Zayn. Zobaczył ją i zajął miejsce obok niej.
- Chciałeś ze mną porozmawiać?- zapytała.
- Skąd widziałaś? W sumie nie ważne pewnie chodzi o ten kobiecy instynkt - zaśmiał się - Ale tak na poważnie to chciałem się z Tobą pożegnać. Mam nadzieję, że będziemy się kontaktować - powiedział po czym odwrócił głowę w stronę morza.
- Przecież to tylko dwa - nie zdążyła dokończyć, ponieważ  chłopak ją pocałował.- Ok. Nie spodziewałam się tego - powiedziała uśmiechnięta i  dodała - nie żeby mi to przeszkadzało.
- Miałem taką nadzieję- powiedział po czym oboje zaczęli się śmiać.
- Tak w ogóle to chciałam Ci podziękować, za to, że byłeś dla mnie wsparciem podczas ostatnich wydarzeń.- Zmarszczyła nos.
- Nie masz za co- powiedział przytulając ją do siebie-naprawdę- Trwali w tym uścisku do czasu aż Amellia nie zauważyła Nialla stojącego w futrynie drzwi.
-Musimy wyjeżdżać- Powiedział drapiąc się w tył głowy z zakłopotaniem. Patrzył w ziemię i wyglądało to tak jakby specjalnie unikał ich wzroku. Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na Zayna.
- Widzimy się za dwa tygodnie- powiedziała dając mu całusa w nos.
- Tylko o mnie nie zapomnij - poprosił odwdzięczając się szybkim całusem w usta. Niall chrząkną znacząco.
- Idę, już idę! - krzyknęła po czym popędziła w stronę drzwi. W salonie wszyscy czekali już tylko na nią. Przeprosiła ich i podeszła po kolei do wszystkich, by się jeszcze pożegnać. Gdy przytuliła Joy szepnęła jej do ucha: "Wejdź do swojego pokoju, a na biurku znajdziesz niespodziankę ode mnie i Oliv". Dziewczyny wraz z Niallem udały się na lotnisko za pomocą Land Rovera. Podróż trwała niecałą godzinę, a gdy już dotarli, chłopak pomógł im zanieść bagaże po czym obie mocno przytulił. Był przybity, na jego policzkach brakowało rumieńców które zawsze zdobiły jego twarz.
- Tylko nie zapomnijcie czasem napisać SMS`a - powiedział po czym lekko zaszkliły mu się oczy.
- Jasne, że będziemy w kontakcie, a poza tym nie wyjeżdżamy na stałe, widzimy się za dwa tygodnie - powiedziała Oliv z lekko podniesionym kącikiem ust.
- Nie martw się, nie zostawimy Cię - powiedziała Amelia próbując dodać otuchy chłopakowi.
-Trzymam Cię za słowo- powiedział wyciągając przed siebie mały palec- przysięgasz?- spytał. Wyglądał jak mały chłopiec. Amel zahaczyła małym palcem o jego.
-Obiecuję odparł po czym wysłał jej jeden ze swoich słodszych uśmiechów.
- A o mnie zapomniałeś? - spytała z oburzeniem Oliv na co Niall z nienacka podniósł ją trzymając w uścisku-  ale mnie przestraszyłeś, odstaw mnie na ziemię.
- Powiedziałaś, że o tobie zapomniałem to zrobiłem coś żeby wiedziała, że to nieprawda. - odrzekł chłopak po czym pomachał ostatni raz i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-Papa!- krzyknęły widząc jak znika w tłumie ludzi. 
Dziewczyny ustawiły się w kolejce do odprawy. Gdy już załatwiły wszystkie formalności poszły do kawiarni i zamówiły dwie mrożone czekolady z bitą śmietaną i sosem karmelowym oraz dwa kawałki ciasta czekoladowego.
- Wiesz co? Stęskniłam się za rodziną, ale nie chciałam w takich okolicznościach do nich wracać - westchnęła Amelia.
- Ja też nie wyobrażałam sobie takiego powrotu, a poza tym moje życie się zmieniło i nie wiem, jak moi rodzice zareagują na to, że zamierzam wyjechać do Anglii.
- Ja też muszę o to spytać rodziców ale dopiero wtedy kiedy będę pewna, że dostałam się na uczelnię- powiedziała ze smutkiem Amelia, gdyż nie była taką optymistką jak Oliv. Z resztą miała wątpliwości, co do tej całej wyprawy. Przede wszystkim nie wiedziała, gdzie zamieszka.
- Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i nie mówię tu tylko o szkole - po wypowiedzeniu tych słów Oliv spojrzała znacząco na przyjaciółkę - Przepraszam, że pytam, ale co jest między Tobą, a Niallem. Wiesz... jak byłyśmy w szpitalu, a ty go obejmowałaś wydawało mi się, że Zayn był zazdrosny. Nawet bardzo..
- Ale o co miałby być zazdrosny skoro nawet nie jesteśmy razem?- momentalnie przypomniał jej się całus przed wyjazdem- A wracając do Nialla to jesteśmy tylko przyjaciółmi. Oliv daj mi swoje ciastko, bo chyba się za dużo cukru najadłaś.
- Jak chcesz to możesz sobie wziąć, ale nic mi nie jest, już dawno miałam zamiar się Ciebie o to zapytać. Ty tego nie widzisz, że Zayn się w Tobie zakochał?
- No przestań - powiedziała Amelia po czym się zaczerwieniła.
- O cholera Ty też się w nim zakochałaś! - krzyknęła, po czym uśmiechnęła się od ucha do ucha. Po chwili usłyszały komunikat, o tym, że mogą już wsiadać do samolotu. Zabrały bagaże udając się do kasy po drodze zbierając kilka uwłaszczających słów w ich stronę. Tak jak doradzali im chłopcy starały się je ignorować. Zapłaciły i zmierzały w kierunku bramek. Położyły walizki tak gdzie trzeba i na pewniaka przeszły dalej.
-Przepraszam! Co jest w tej walizce?- spytał ochroniarz zatrzymując Amelię.
-Ubrania. Jest jakiś problem?- spytała zabierając bagaż podręczny z taśmy.
-Tak! Przepraszam, ale musimy ją przeszukać- rzucił po czym złapał za zamek walizki leżącej na taśmie pod bramką.
-Jak zwykle problem!- warknęła Amelia zakładając ręce. Po chwili jednak parsknęła śmiechem, ponieważ ochroniarze ze zdziwioną miną wyciągnął duży pojemnik lakieru do włosów. Jego mina była w tej sytuacji nie oceniona.
-Przepraszam bardzo! Wyglądało to trochę podejrzanie- powiedział wkładając go z powrotem- zaraz, zaraz... Pani Olivia i Amelia?!Gdzie wasza ochrona?- spytał mierząc dziewczyny wzrokiem.
-Nie mamy- odparły równo patrząc na niego z zakłopotaniem.
-Na razie jest spokojnie, ale po wylądowaniu będzie maras! Cały świat wie, że lecicie do Australii! Nawet ja, a nie czytam forów plotkarskich- widząc, że dziewczyny są w małym szoku podniósł krótkofalówkę, którą miał przyczepioną do koszuli- załatwcie ochronę na lotnisku w Sydney. Przylot godzina 14 lokalnego czasu- rozkazał po czym pożegnał się z dziewczynami. Szły w kierunku samolotu. Po wyjściu z hali uderzyło je ciepło.
-Żegnaj Los Angeles- Rzuciła Oliv.
-Witaj normalności- dodała Amel.
-Obyś się z tą normalnością nie przeliczyła...
Do samolotu wchodziły nie chętnie. Oliv usiadła przy oknie podziwiając z początku widoki, a Amelia wierciła się niespokojnie. Nienawidziła latać. Jak można czerpać przyjemność z lotu? Tego nie rozumiała. Po kilku godzinach obie zasnęły. Obudziły się z pół godziny przed lądowaniem.
-Przepraszam są jakieś gazety? Od tygodnia nie mam kontaktu ze światem- powiedział jakiś mężczyzna siedzący po lewej stronie dziewczyn. Od Amelii dzielił go tylko wąski korytarz. Stewardessa z uśmiechem podała mężczyźnie kilka gazet. Mężczyzna widząc, że przerwał ciszę w samolocie i czując na sobie wzrok dziewczyn dodał- wracam z wakacji- miał około 20 lat. Wyglądał na typa lubiącego zaczytać się w dobrej książce lub gustującego w muzyce. Nie wyglądał na osiłka. W sporcie przeszkadzały by mu długie włosy spięte w luźny kucyk. Spojrzał na okładkę pierwszej z gazet, drugiej, trzeciej. Wszędzie to samo. Jego brwi uniosły się do góry a usta uchyliły wydając z siebie przeciągłe pytanie- What the...-Jego oczy zaszkliły się. Po sekundzie jednak odchrząknął odkładając gazety na bok. Podparł głowę ręką.
-Stało się coś?- spytała stewardessa ponownie przechodząca obok jego siedzenia.
-Nic, nic. Nie wiedziałem że Willey nie żyje i... Po prostu trudno jest się żegnać z kimś kto był ci bliski. Wychowałem się na jego muzyce- odparł ze smutkiem. Dziewczyny po usłyszeniu jego słów spojrzały na siebie z niepokojem. Nie wyobrażały sobie śmierci swojego idola.
-Rozumiem. Też byłam jego wielką fanką - powiedziała nagle kobieta siedząca obok mężczyzny. Wdał się z nią w rozmowę. Oliv i Amelia nie wsłuchiwały się w nią. Nie chciały. Miały dość. Jedyne czego pragnęły to powrotu do normalności. Wspomnienia jednak nie dawały im na to szansy. 
Samolot wylądował. Szły w kierunku budynku lotniska dołączyło do nich czterech ochroniarzy. Trochę tego nie rozumiały. Po co to? Ludzie w Sydney raczej nie będą się podniecać dwójką dziewczyn z ich rodzinnego miasta. Przeliczyły się.
-To chyba jakiś żart- Powiedziała Amelia- Skąd tu tyle ludzi?!- Stanęły przed budynkiem, w którym przez szklane ściany widać było spory tłum ludzi.
-Jesteście sławne. Czego się spodziewałyście?- Spytał jeden z ochroniarzy.
-Na pewno nie tego, że przyjdzie ponad setka ludzi- gdy podeszli bliżej budynku usłyszały wrzaski i piski. Ludzie skakali, wymachiwali rękoma w których trzymali notesy i długopisy. Dziewczyny szły za dwójką ochroniarzy, pozostałych dwóch szło za nimi. Gdy otworzyli drzwi budynku uderzyły ich głośne piski. 
-Dzicz- szepnęła zdenerwowana Amel. Przepychali się na drugą stronę lotniska chcąc dotrzeć do walizek i wyjścia. Tłum jednak nie chciał ustąpić. Tłok. Wrzask. W tym momencie dziewczyny dziękowały zbyt dużemu lakierowi do włosów, który zauważył ochroniarz w Los Angeles. Jakkolwiek głupio to brzmi. 
-Co do cholery!?- krzyknęła Oliv gdy poczuła że ktoś szarpnął ją za włosy. Poprawiła je szybko, sytuacja ta kilka razy się jednak powtórzyła. Amelia miał ten sam problem. Na ręce kilka zadrapań paznokci. Chwyciła przyjaciółkę za rękę, aby być bliżej niej. Czuły się jak w puszce pandory. Chodź ochroniarze spisywali się naprawdę dobrze, nie dało się powstrzymać napadu szału niektórych ludzi. Gdy przedostali się do walizek reszta poszła z górki. Wygramoliły się z budynku wsiadając do pierwszej lepszej taksówki. Podziękowały ochroniarzom, którzy wpakowali ich walizki do bagażnika odpędzając natrętnych ludzi.
-Amel! Twoja ręka- powiedziała Oliv z przerażeniem. Na ręce dziewczyny pojawiło się kilka kropel krwi, które wessała.
-Zaczynam się bać- Odparła- Gdyby nie ochroniarze to Bóg wie co by z nami zrobili- Przecięcie skóry nabyte podczas przepychanki, na złość krwawiło całą drogę. Taksówka najpierw zatrzymała się pod domem Oliv, następnie  przecznicę dalej pod domem Amelii.

-Zawsze musisz wpakować się w jakieś kłopoty!?- wrzasnął na przywitanie ojciec Amelii.
-Cześć tato- odparła zmieszana. Mężczyzna stał w przedpokoju mierząc ją wzrokiem. Bał się o nią. Podszedł do niej przytulając ją. Po czasie za jego plecami pojawił się William. Starszy brat Amel.
-Witam Divę!- powiedział.
-Nie denerwuj mnie Will. Proszę cię przynieś mi plaster bo na lotnisku ktoś mnie przeciął- Chłopak posłusznie zwrócił się w kierunku kuchni.
-Jesteś głodna? Proszę siadaj i opowiadaj jak było! Później się rozpakujesz- Pana Summers widocznie nosiło z ciekawości. Weszli do kuchni siadając przy stole. Amelia rozejrzała się po ciemnych ścianach pokoju. Normalność. Nie wiedziała, że będzie za tym tęsknić. Ojciec podał jej herbatę po czym usiadł na przeciw niej.
-Gdzie mama?- spytała. Czuła się dziwnie. Nie wiedziała jak ubrać w słowa odpowiedzi następujące po pytaniach, które na pewno będą trudne. Nie łatwo było jej mówić o tych wydarzeniach.
-Zaraz powinna wrócić. Wyszła do sklepu. Więc opowiadaj!- spytał z zaciekawieniem patrząc na swoją córkę. Do pokoju wszedł Will podając dziewczynie plaster.
-Co chcecie wiedzieć?- spytała zmęczona zalepiając ranę.
-Kim jest Niall i Zayn z okładek?- spytał Pan Summers.
-Koledzy...
-Z kolegami ze szkoły też się tak obściskujesz?- dodał Will.
-Debil- warknęła Amel- z Niallem wyszłam do sklepu i spotkaliśmy psychofankę a Zayna pocieszałam na plaży po zerwaniu. Ok?- Była zdenerwowana. Może to przez zmęczenie, ale miała ochotę dosłownie powystrzelać wszystkich, których miała w zasięgu wzroku.
-Nie męczcie jej tak! Zmęczona jest pewnie!
-Cześć mamo! Dziękuję bardzo, chociaż ty mnie rozumiesz- kobieta położyła zakupy na blacie po czym mocno ją uścisnęła. Usiadła na krześle obok męża.
-Powidz tylko jak się czujesz- dodała.
-Jestem padnięta. Ale myślę, że po tych dwóch tygodniach stanę na nogi- powiedziała to, a po zdziwionym wzroku rodziców ugryzła się w język. Przecież nie wiedzieli że jedzie do Anglii.
-A gdzieś się wybierasz?- spytała Pani Summers. Brzmiało to jak pytanie retoryczne.
-Lecę do Londynu.
-Chyba palcem na mapie!- zaprotestował mężczyzna.
-Nie żartuj sobie! Przecież wiesz, że chcę tam studiować-odpowiedziała Amelia. Zmęczenie nagle znikło przez przypływ adrenaliny- lecę do Londynu- powtórzyła pewnie.
-No chyba jednak nie!- powiedział zdenerwowany ojciec.
-Dlaczego!- krzyknęła Amelia. Nie docierała do niej nawet myśl o tym, że nie mogłaby znów spotkać Joy i chłopaków. Nie mówiąc już o tym, że mogłoby to się zdarzyć naprawdę. Czar prysnął?
-Przecież mogłaś zginąć! Już zapomniałaś co się wydarzyło? Cały świat o tobie trąbi!
-I co z tego, że o mnie mówią?
-Nigdzie nie lecisz! W Sydney też są dobre uczelnie- Postanowił surowo ojciec.
-Dlaczego decydujecie za mnie? Co z tego, że o mnie mówią?! Myślałam że mnie wspieracie!- krzyknęła po czym wstała ze stołu udając się do pokoju. Zatrzasnęła głośno drzwi.
-Będziecie ją chronić przed światem całe życie?- spytał Will wstając i udając się za siostrą- czasu nie cofniecie, stało się.
Wszedł do pokoju młodszej siostry, która ze łzami w oczach wypakowywała rzeczy z torby. Usiadł obok niej krzywiąc się przez słońce które wpadało przez okno.
-Jak mała? Trzymasz się?- spytał. Amel dziękowała w duchu za rodzeństwo. Za takie rodzeństwo jak William,
-Jakoś.
-Nie chcesz tam lecieć tylko ze względu na studia prawda?
-Tak szczerze, to studia to ostatnie o czym myślałam.
-Podoba ci się któryś z nich prawda?- spytał z szerokim uśmiechem szturchając ją w ramię. Amelia spojrzał na niego z pode łba- racja... Pytać Directionerki o taką rzecz to jak pytać narkomana dlaczego ćpa- Amelia zaśmiała się. Zawsze umiał poprawić jej humor. Tym razem wystarczyła sama jego obecność.
-Tak. Zayn. On też mnie lubi.. No wiesz..Oprócz niego jest jeszcze Niall, Liam, Harry, Lou, Joy i oczywiście Oliv. Nie wyobrażam sobie że miała bym ich już nie widywać! Oliv na sto procent jedzie do Harrego. Mam tu zostać sama? Ja chcę do..
-Nie mów nic... Pomogę ci ich namówić. Nie jesteś już dzieckiem. Nie dość, że zawsze marzyłaś o tych studiach to teraz masz z kim w tym Londynie przebywać.. No ładnie się urządziłaś.
-Taaa
-Masz dwa tygodnie. Bądz najwspanialszą córeczką na świecie i jakoś to będzie- powiedział z szerokim uśmiechem jak na niego przystało po czym wyszedł z pokoju. Amel westchnęła ciężko kładąc się na łóżku. W głowie kompletny mętlik. Chciała umówić się z Oliv na wieczór. Chwyciła do ręki komórkę. Chciała wysłać sms`a. Złośliwość rzeczy martwych nie ma jednak końca.
-Dlaczego wszystko jest dziś przeciwko mnie!- warknęła. Zmęczenie było na wystarczającym poziomie, by byle mała głupota mogła wywołać płacz. Komórka nie odpowiadała na żaden rozkaz. Nerwowo wyciągnęła z niej baterię, po to by włożyć ją z powrotem- no dalej- szepnęła. W sumie dziwiła się że jej urządzenie nie dawało o sobie znać od dłuższego czasu. Nagle po jej pokoju rozniósł się odgłos zacinającego się dzwonka. Komórka wariowała. Amel rzuciła nią pod poduszkę tłumiąc dźwięk. Po pewnym czasie wyciągnęła ją z pod poduchy patrząc z niedowierzaniem na wyświetlacz-Co!- krzyknęła.
-Stało się coś? - usłyszała głos matki z pokoju obok.
-Nie, nie!- Amelia nie wiedziała, czy się śmiać czy płakać. Ponad 200 wiadomości i nieodebranych połączeń. Nie miała sił ich odczytywać wiec wysłała wiadomość do przyjaciółki. Umówiła się na godzinę 19, co dawało jej dobre pięć godzin snu.



-To niesamowite!- powiedziała podekscytowana blondynka- Czytałaś te wiadomości?
-Nie, co ty. Zajęło by mi to z tydzień...
-Mi zajęło godzinę. Propozycje menagerów, zaproszenia na imprezy, znajomi ze szkoły i..- Oliv zrobiła znaczącą przerwę- zaproszenie do Ryan show!
-Ryan show!?- przecież tam zapraszają samych mega celebrytów!
-Widzisz! Oddzwoniłam i się zgodziłam. Za tydzień w czwartek nagrywamy- Amelia zbladła.
-Co?!
-No co?
-Chyba nie chcesz z nas zrobić celebrytek? To żałosne. Być sławnym  tylko ze względu  na to że mamy znajomości- w pokoju było jasno. Długi letni i bardzo gorący dzień dawał w kość więc Oliv włączyła elektryczny wiatrak. Chłodny podmuch przyniósł natychmiastową ulgę i ciepłej skórze jak i skołatanym nerwom. Na podłodze leżały rozpakowane torby. Wszystko wydawało się nieogarnięte.
-Wiem, ale chyba musimy wyjaśnić kilka spraw. Czytałaś Twittera? Połowa tweetów to hejty. Nie chcę być nie lubiana no!- jęknęła. Amelia zmarszczyła brwi. Blondynka zachowywała się tak jakby była to zabawa.
-Oliv ogarnij się. To nie jest śmieszne. Już nigdy nie będziemy mogły normalnie wyjść na zakupy, czy do kawiarni, bo będziemy się bały reakcji ludzi. To chore. Chcę to uratować. Przemilczmy to. Może nie wszystko stracone- na te słowa Oliv zmarszczyła brwi.
-Co ty wygadujesz? Amel to się stało, ludzie nie zapomną. Kiedyś marzyłaś o sławie. Nagle ci się odwidziało?- Amelia nie wiedziało co odpowiedzieć- Co się z tobą stało?
-Boje się- szepnęła. Odwróciła od niej wzrok wstydząc się tego co powiedziała.
-Ja też! Ale nie możemy się poddać. Jeżeli już zdobyłyśmy tą rzekomą sławę to wykorzystajmy ją dobrze!- Oliv przytuliła przyjaciółkę.
-Ok.. To jakie masz palny na te dwa tygodnie panno wszystko będzie dobrze?
-Zdobyć zaufanie i krzyżyk na drogę od fanów- powiedziała szeroko się uśmiechając.

Umówiły się na kilka wywiadów ze stacjami radiowymi. Jednak najważniejsze było przed nimi. Ryan show.
Rodzice Amelii byli nie ugięci co do wyjazdu i wywiadów. Nie zgadzali się. Amelia nie rozmawiała z nimi, a jej stosunki z nimi pogorszyły się. Rodzice Olivi za to wręcz przeciwnie.
-Nie jąkaj się i nie przynieś nam wstydu- powiedziała Carmen. Starsza siostra Olivii. Kolejny wywiad. Tym razem na świeżym powietrzu w towarzystwie fanów. Poprzednie wydawały się łatwiejsze. Redaktorzy zadawali łatwe pytania. Tym razem jednak to fani będą je zadawać.
-Jak zawsze. Nie martw się- Oliv stała przed lustrem poprawiając kołnierzyk koszuli. Chłopaki i Joy byli zadowoleni z tego, że wzięły swój wizerunek we własne ręce nie dając spekulować nim mediom. Według niej to też był dobry pomysł, a poza tym myślała o tym jako o dobrej zabawie, jeśli miałaby to wszystko brać na serio teraz przejmowałaby się każdym złym komentarzem na jej temat. Rozmawiała już z Amelią i obie stwierdziły, że lepiej się tym bawić. Chociaż Amel była pesymistką wiedziała, że to nie trwa wiecznie. Kiedyś w końcu media się nimi znudzą, a póki co nie mogą z tym walczyć. Pojechała z Carmen pod dom Amelii i wzięły ją ze sobą, po czym skierowały się w stronę studia, pod którym  miały udzielać wywiadu. Carmen widziała, że obie są zdenerwowane postanowiła rozluźnić atmosferę i puściła piosenkę na cały regulator w samochodzie.
Dziewczyny na początku nie reagowały, ale nie wytrzymały. Już po chwili wszystkie trzy śpiewały razem z radiem. To było szaleństwo. Otworzyły szyberdach i rozpoczęły swój układ. Myślały, że nikt ich nie widzi, lecz po chwili zobaczyły auto, z którego też ktoś się wychylał i je nagrywał. One zamiast się speszyć i się schować wybuchły śmiechem i kontynuowały swój szaleńczy taniec. Schowały się dopiero kiedy piosenka się skończyła. Siostra Olivii spojrzała na nie jak już się uspokoiły i zamknęły dach. Przyjrzała się i zaczęła krzyczeć.
-Udało się! Jestem genialna!- popatrzyły na nią ze zdziwieniem.
-Z czego się tak cieszysz?!- powiedziały w tym samym momencie.
-Wreszcie udało mi się was przywrócić do normalności, mam na myśli czas przed wyjazdem do Ameryki.- Nie zastanawiały się nad tym jak bardzo zmieniło się ich życie.
-Musimy to zmienić!- krzyknęła Oliv.
-Nie lubisz Taylor?- zapytała Carmen mając zamiar zmienić stację radiową.
-Nie chodzi mi o piosenkę głuptasie!- zaśmiała się -Wkurza mnie to, że nie jesteśmy takie jak przed wyjazdem. O Boże, jak ja bym chciała wrócić do tamtych chwil!- zdała sobie sprawę jak bardzo tęskni za przeszłością.
-Och przestań, żałujesz tych wszystkich rzeczy, które nam się przydarzyły?- zapytała Amelia.
-Nie żałuję, ale to w pewnym sensie coś mi odebrało. Nie umiem tego do końca wyjaśnić.- zamilkła po czym już w ciszy i z lekkim zdenerwowaniem wysiały z samochodu. Spostrzegły grupkę ludzi tak około 50 może 70.Większość to ludzie przed dwudziestką.
-Dzień dobry!-krzyknęła Oliv na co tłum odpowiedział jej krzykiem. Amelia uśmiechnęła się w duchu widząc z jakim uwielbieniem na nią patrzą. Przed budynek wyszedł jakiś mężczyzna przywitał się i zaprowadził dziewczyny do budynku.
-Ile macie czasu?- spytał otwierając drzwi studia.
-Sporo! O to nie musi się pan martwić- odparła Amelia zasiadając przed jednym z mikrofonów, które wskazał mężczyzna. Oliv usiadła koło niej przy swoim mikrofonie. W pomieszczeniu roznosiły się ostatnie dźwięki piosenki Brand new me od Alicii Keys.
-Alicia podbija świat swoim nowym singlem, ale nie tylko ona! Dziś naszymi gośćmi są dwie młode dziewczyny, które z dnia na dzień stały się sławne. Witamy Amelię Summers i Olivię Donnelly! Witam dziewczyny!- powiedział. Siedział na przeciw okrągłego stołu, nad którym wisiały mikrofony. Dziewczyny szybko założyły słuchawki które im wskazał po czym również się przywitały.
-Chyba jako pierwszy raz będziecie odpowiadały swoim fanom, a nie starym prykom takim jak ja siedzącym za mikrofonem. Stresujecie się?
-Tak. Musimy przyznać że jadąc do studia miałyśmy kilka obaw, co do tego jak to się potoczy.
-Ale raz kozie śmierć!
-Widzę że jesteście już ciekawe pytań więc nie zwlekajmy! Pierwsze połączenie jest z Kansas.
-Czeeeść!- przeciągnął dziewczęcy głosik dochodzący z drugiej strony połączenia- Mam pytanie... Jak poznałyście One Direction?- dziewczyny spojrzały na siebie po czym parsknęły śmiechem. Redaktor chcąc uratować audycję powiedział dziewczynce, że wygrała płytę.
-Wiesz to długa historia. Przyjechałyśmy do Joy na wakacje co z resztą pewnie wiesz. 
-No wiem- wtrąciła.
-Weszłyśmy do jednego z pokoi, a oni siedzieli tam głupio się szczerząc. Od tego momentu wiedziałyśmy że nie będą to zwykłe wakacje - Wyjaśniła Amelia. Dziewczynka zaśmiała się pozdrowiła je, po czym się rozłączyła. Amelii zrobiło się ciepło na sercu. Było w tym trochę magii. Przez ostatnie dni karciła się dzień w dzień w myślach. Żałowała swojej sławy. Nie chciała jej. Jednak ta mała dziewczyna przypomniała jej o czymś, dzięki czemu żałowała swoich ostatnich przemyśleń. Przez cały czas chciała uciec przed sławą i co za tym idzie przyjaciółmi. W tym momencie w jej głowie wszystko się rozjaśniło. Następne pytanie leżało idealnie w czasie.
-Żałujecie wyjazdu do LA?- pytanie pochodziło od jakiegoś chłopaka.
-Nie. Chodź muszę przyznać, że ostatnie dni spędzone w Ameryce były naprawdę ciężkie i naturalnie człowiek chce się sam odwrócić od tego typu wspomnień, ja nie żałuję ani minuty. Poznałam tam wspaniałych ludzi, a niemiłe wydarzenia to przykra niespodzianka- Odparła Amelia uśmiechając się do Oliv tak, jakby odpowiadała jej.
-Czasu nie cofniemy. Nawet, jeżeli byśmy mogły to nie chciałybyśmy tego zrobić. Nie żałujemy niczego z naszej strony- dodała Oliv przytakując Amelii. Cieszyła się, że pogodziła się z zaistniałą sytuacją, dzięki temu i jej będzie łatwiej znosić uroki sławy. Miłe słowa jak i te dołujące.
-Oliv. Kocham Harrego! I jedno pytanie.. Jak całuje!?- wybuchła jakaś dziewczyna. Pytania tego typu sypały się i sypały. Dość dziwnie było tak opowiadać o tak osobistych sprawach, więc dziewczyny najczęściej odpowiadały na nie żartem. Była to jednak męcząca robota, trzeba się wysilić, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Bardzo zbliżył je ten wywiad do fanów. Zrozumiały, że nie tylko hejterzy są na świecie. Podbudowały je także komplementy. Po jakiejś godzinnej audycji dziewczyny z zamyśleniem wyszły z budynku. Przywitał ich pisk fanów. O dziwo żadno niemiłe słówo nie padło w ich stronę. Wsiadły do auta Williama który czekał na nie na parkingu. Może to wszystko nie wyglądało zbyt profesjonalnie. Brak ochroniarzy, jeżdżenie na wywiady z rodzeństwem, brak stylistów, menagera. Jednak jak miały by to wszystko opłacić? Nic nie jest za darmo, a one nie zarabiają pieniędzy jako "te od One Direction".
-Widzę że macie dobre humory! To dobrze, pomożecie mi umyć auto- zaśmiał się Will widząc że dziewczyny szczerzą się jak głupie do sera.
-Z chęcią!- odparła jego siostra naciągając się do przedniego siedzenia by włączyć radio.
-Ja umówiłam się z Harrym na skype, ale dołączę do was gdy skończę- rzuciła Oliv podrygując na siedzeniu do muzyki.
-To znaczy że nie skończysz aż uśniesz. Tak jak wczoraj- Podsumowała Amel.
-Nie widziałam go już od 10 dni. Tęsknię za nim.
-Też tęsknię za tymi idiotami ale nie spędzam 5 godzin dziennie na rozmowach przez telefon czy video czatach! Za kilka dni przecież go zobaczysz.
-Tak, ale przed nami jeszcze Ryan show. Jeżeli źle tam wypadniemy to możemy pożegnać się z życiem. Wiesz jaki jest wpływowy, jak magluje swoich gości. Joy i chłopaki mają już wprawę i myślę że kilka ich wskazówek dobrze mi zrobi- stwierdziła Oliv wykrzywiając usta w jedną stronę. Wyglądało na to że się denerwuje, co rzadko jej się zdarzało.
-No weź! Nie denerwuj się, wywiad jak wywiad. Nie będzie się różnił niczym od reszty jakich już udzieliłyście- Will od razu rozgryzł sąsiadkę widząc jej minę w lusterku auta. Tymczasem dojechali do domu Oliv.
-Miejmy nadzieje. Do zobaczenia! Później do was wpadnę- rzuciła wychodząc z auta.

-Jest lepiej, chyba powoli do siebie dochodzi. Wiesz jaka jest- westchnął Harry przecierając oczy. Oliv także miała ochotę iść już spać- Trudno ją rozgryźć, ale Louis trzyma rękę na pulsie- dodał. Oliv leżała na łóżku patrząc w ekran laptopa. Ze spotkania z Amel zrezygnowała, ponieważ tak jak przewidziała jej przyjaciółka, gdy zaczęła rozmawiać ze Stylesem trudno było skończyć.
-A chłopcy? Co u nich słychać? Liam spotkał się z Danielle?
-Tak, jest z nią właśnie. Nie wiem kiedy wróci. Niall jest w salonie i brzdęka coś na gitarze, szczerze mówiąc to się o niego martwię. Jakiś taki nie swój jest. O Zaynie opowiadałem ci wczoraj.
-Jak Perrie to zniosła? W sumie to powinna się cieszyć że chciał z nią w ogóle rozmawiać.
-Malik starał się być delikatny. Rozmawiał z nią na tyle umiejętnie że nie dostał po pysku. W każdym razie się nie skarżył.
-Brawo dla Malika!
-A ty jak? Nadal przejmujesz się tym całym  Ryan show?- spytał podpierając głowę rękoma. Wyglądał na naprawdę zmęczonego.
-Tak. Nie chcę przynieść wam wstydu.
-Nie przyniesiesz. Nie ważne jaką głupotę byś zrobiła. Nas nie pobijesz.
-W takim razie nie chcę przynieść wstydu sobie.
-Oliv co mam zrobić żebyś wierzyła że to nie takie straszne?
-Gdybyś tu był wystarczyłby twój uścisk, całus. Tak, to nie ma sensu. W Australii jest bez ciebie cholernie nudno. Z resztą nie ważne gdzie bym była, byłoby tak samo. Nie chce być tak daleko ciebie, bo wszystko jakoś traci kolory. Z dnia na dzień budzę się z pytaniem, czy o mnie myślisz, pamiętasz. Z tą niepewnością. Ona zaczyna być częścią mojego charakteru, a to dopiero 10 dni! Boję się Hazz. Nie wiem czego. To jest dziwne..- Oliv zmarszczyła nos gubiąc się we własnych słowach.
-Oliv jesteś pokręcona. Wiesz o tym?-dziewczyna pokiwała twierdząco głową uśmiechając się do niego. Tak bardzo chciała go przytulić- i za to cię kocham. Nie zapomnij tych dwóch słów. Kocham cię! Ja Harry Syles jestem do końca zakochany w Olivii Donnelley.






Prze-pra-sza-my! Jednogłośnie stwierdziłyśmy że jest to nasz najgorszy post. Jak na złość wena poszła się paść i w ten sposób kolejny post dodajemy dopiero dziś. Kolejny rozdział będzie opisywał przebieg zdarzeń Joy i chłopaków więc mamy nadzieje że będzie bardziej ciekawy i wciągający! 
Dziękujemy za te wszystkie miłe słowa! Naprawdę, robi się cieplej na sercu czytając wasze komentarze. Kochamy was! oficjalny twitter naszego bloga @amelia_oliv_joy
       Dzię--ku-je-my! :)

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 7

Louis czuł trzęsącą się rękę Harrego zaciśniętą na swojej nodze. On sam trząsł się zastanawiając co można zrobić.
-Harry, musimy na niego skoczyć. Nie mamy wyjścia...-szepną patrząc z przerażeniem w oczy chłopaka,  który nabrał głęboki wdech i przytaknął oddalając komórkę od ucha.
-Policja już jedzie, zaczekajmy- powiedział najciszej jak mógł. Dziwili się że mężczyzna ich nie słyszy.
-On może jeszcze żyć- powiedział z pretensją Louis na co Harry zasłonił z przerażeniem twarz dłońmi  kiwając głową z niedowierzaniem. Podniósł ją po sekundzie i ze łzami w oczach przyznał mu rację.
-Musimy go od niego odciągnąć- powiedział Louis patrząc na Harrego z udawanym spokojem. Chwycił za jego ręce starając się uspokoić swojego młodszego przyjaciela- będzie dobrze- powiedział załamującym się głosem. Harry widząc Willeya leżącego w bez ruchu zacisną zęby- przebiegnij koło niego do kuchni i odwróć jego uwagę, ja w tym czasie wezmę nóż, który leży obok Willeya i ...I coś wymyśle...- Powiedział do końca nie wierząc w to co przyszło mu do głowy. Stanęli na rogu przygotowani do startu. Mężczyzna siedział okrakiem na ofierze podduszając ją. Harry wyrwał szybko z zakrętu po drodze uderzając z zaskoczenia pięścią w twarz mężczyzny, po czym szybko przedostał się na drugą stronę blatu kuchennego by odciągnąć go od Lifa. Spojrzał po drodze na swoją dłoń która pokryła się krwią z rany na policzku czarnoskórego. Mężczyzna zdezorientowany szybko wstał by zająć się niemiłą niespodzianką. Z uśmiechem psychopaty podszedł do blatu kuchennego, za którym siedział Harry modlący się o szybką interwencję przyjaciela, któremu bezgranicznie ufał.
-Wzięło cię na zabawę w bohatera? Teraz niestety będę musiał cię zabić. Tak kończą świadkowie...- mówił spokojnie, skradając się coraz bliżej blatu. Ostatnie słowa wręcz wywrzeszczał nachylając się nad nim z podniesionym nożem. W tym momencie dostał w tył głowy szklanym wazonem. Rzucił go Louis, stojący sparaliżowany na drugim końcu pokoju.
-Co do cholery! W domu miał być tylko Willey i jego niewyruchana córka!- wrzasną. Był nabuzowany. Chyba nawet jeszcze bardziej niż podczas walki z producentem. Louis po usłyszeniu tych słów również się podbuzował. Na samą myśl co mógł jej zrobić zszedł z niego cały strach. Chciał go zabić. Mężczyzna widząc, że chłopaka uraziły jego słowa zaśmiał się ponownie co wyglądało naprawdę nieprzyjemnie biorąc pod uwagę jego rozdarty policzek.
-Widzę że mamy kochasia! Nie martw się, gdy cię ubiję zajmę się nią najlepiej jak umiem!- miał zbłąkany wzrok, a widząc, że bez problemowo poradzi sobie z zabiciem chłopaka upuścił nóż na ziemię. Podchodził do niego powoli z rękoma przed sobą. Louis trzymał w ręku nóż. Uspokoił się. Stanął luźno i założył ręce za siebie. Zdziwiło to mężczyznę, a nawet bardziej zdenerwowało. Skupił całą swoją uwagę na pozornie znudzonym chłopaku co go zgubiło. Krzyknął z bólu ponieważ Harry wbił w jego plecy nóż kuchenny. Louis korzystając z momentu również chciał wbić swój lecz mężczyzna odwrócił się w stronę Stylesa a nóż został wbity w plecy. Ku zdziwieniu chłopaków, którzy stali teraz koło siebie, mężczyzna o przedłużonym uśmiechu nie zrobił sobie nic więcej z tych ciosów. Uchwyty nożów sterczały z jego pleców, a on wściekły rzucił się na chłopaków jakby były to tylko zadrapania. Chłopcy rozbiegli się w przeciwne strony odpychając się szybko. Czarnoskóry przeklną na całe gardło gdyby nie chustka, która spadła mu z twarzy uciekał by z tego budynku. Przez Willeya rozpruwającego jego policzek chusta upadał. Chłopaki rozpoznają go jeżeli policja go złapie.
Pobiegł za Harrym losowo wybierając kierunek. Chłopak nie do końca znając budynek chciał wybiec na zewnątrz. Podbiegł do szklanych drzwi. Przeklął ponieważ były zamknięte. Skarcił się w myślach. Przecież na noc nie zostały by otwarte. Mężczyzna podbiegł do niego biorąc potężny zamach by uderzyć chłopaka  i w tym samym momencie skoczył na niego Louis przewracając go na szklany stół który rozkruszył się po całym pokoju. Odłamki szkła skaleczyły ramie chłopaka, na które upadł, mężczyzna za to nie zwracając uwagi na kolejne okaleczenia szybko wstał przygniatając chłopaka nogą. Uderzył go kilka razy w brzuch. Harry chcąc pomóc przyjacielowi zarobił pięścią w szczękę. Mężczyzna głośno sapiąc kopnął Tomlinsona w brzuch jeszcze jeden raz przymierzając się do zadania ciosu ręką. W pomieszczeniu rozniósł się strzał broni. Louis patrzył na mężczyznę, który zatrzymał rękę nad sobą, na jego piersi rozprzestrzeniała się okrągła plama krwi. Po sekundzie upadł bezwładnie na ziemię uwalniając Louisa. Do chłopaka podszedł Harry ocierając brodę od krwi płynącej z jego wargi. Podał mu rękę i podciągną do góry. Louis dopiero teraz zauważył Amelię, Oliv, Nialla, Liama, Zayna i Joy stojących przy schodach. Dźwięki dopiero teraz zaczęły dochodzić do ich ogłuszonych głów. Joy stała pod schodami z wyciągniętą ręką, w której trzymała pistolet. Rozglądała się po pokoju z twarzą we łzach nie wydając z siebie dźwięków. Luźno upuściła dłoń, z której wypadł pistolet dźwięcznie odbijając się o panele podłogi. Amelia płakała wtulona w Zayna, który mocno przyciągał ją do siebie szepcząc, by się nie bała. Oliv krzyczała cały czas imię swojego chłopaka, który nie do końca reagował ogłuszony strzałem i uderzeniem w szczękę. Liam klęczał przed ciałem Willeya sprawdzając puls na jego karku. Niall cały blady, spuścił się pod swoim ciężarem na ziemię zasłaniając twarz i przeklinając coś pod nosem. Do jego nóg zaczęła dopływać krew Willeya. Wstał jak oparzony trzymając się za tył głowy. Przeklinał jak szewc.
-Gdzie ta policja kurwa!- wrzasnął Harry przyciskając do siebie głowę roztrzęsionej Oliv. Joy chciała krzyczeć. Nie umiała. Stała z uchylonymi ustami starając się wydać jakikolwiek dźwięk. Podszedł do niej Louis mocna przytulając ją do siebie. Pocałował ją w głowę, po czym Joy wybuchła panicznym płaczem. Wbiła paznokcie w jego gołe plecy przez co na jego twarzy pojawił się grymas. Nagle szklane drzwi wychodzące na morze rozprysły się jak przed chwilą szklany stolik. Wbiegło przez nie kilku mężczyzn uzbrojonych w karabiny, kaski i kamizelki kuloodporne. Po kolei powalali na ziemię kolejnych przerażonych nastolatków.
-To ja dzwoniłem! Co wy robicie?!- jękną Harry przytłoczony do ziemi przez jednego z mężczyzn. Gdy każdy leżał na ziemi do pomieszczenia wszedł mężczyzna pod krawatem w czarnym garniturze.
-Nie bawcie się w CSI! Tu jest ranny człowiek!- wrzasną Louis starając się uwolnić z uścisku osiłka.
-Czysto- Zameldował jeden z uzbrojonych mężczyzn, na co facet pod krawatem skinął.
-Wprowadź pogotowie, puśćcie ich- rozkazał robiąc przejście w rozbitych drzwiach tak, by ludzie z pogotowia mogli szybko wkroczyć. Mężczyźni przyszpilający nastolatków do ziemi zeszli z nich przepraszając. Joy nie wstała. Podczołgała się do swojego ojca podtrzymując się na rozchybotanych ramionach. W tym samym czasie, gdy chwyciła jego zakrwawioną rękę, podbiegło do niego kilku mężczyzn z aparaturą. Joy zaczęła krzyczeć. Dopiero teraz doszło do niej, że może go stracić. Podszedł do niej jeden z lekarzy narzucając na nią koc.
-Proszę, niech się pani uspokoi, proszę za mną- powtarzał to, lecz nic to nie dawało. Dziewczyna biła pięścią w plecy jednego z funkcjonariuszy klęczących nad jej ojcem prosząc, aby dali jej chodź chwycić za rękę ojca.
-To nic nie pomoże! Proszę, chodź ze mną!- sanitariusz stał za nią starając się odciągnąć ją do reszty nastolatków, by móc udać się na pogotowie. Joy przestała bić. Zaczęła za to znów rozpaczliwie płakać. Upadła na ziemię kładąc na nią roztrzęsione dłonie. Podniosła je z przerażeniem patrząc na skapującą z nich ciemnoczerwoną krew. Kołysała się rozpaczliwie prosząc o koniec.
-Joy, chodź ze mną- usłyszała głos Louisa. Cichy, trochę roztrzęsiony, ale opiekuńczy. Chwycił ją za nadgarstki wycierając jej dłonie o lekarza stojącego przed nią. Dziewczyna spojrzała na niego z bólem i podziwem. Zrobił to próbując wywołać na swojej twarzy ten samy grymas kiedy się wygłupiał. Przytuliła się do niego nie przestając płakać. Poprawił koc spoczywający na jej plecach.
-Chodź ze mną. Muszą nas zbadać- szepnął wstając i ciągnąc za jej ręce. Wstała posłusznie nic nie mówiąc.
Louis trzymał za jej trzęsącą się rękę prowadząc na zewnątrz, gdzie ciemność przeszywały ostre migające światła pojazdów sanitarnych i policyjnych. Przed jedną z karetek stała reszta rozmawiając z mężczyzną w marynarce. Oliv siedziała w środku otwartego pojazdu trzymając za rękę Harrego, którego wstępnie badał lekarz.
-Stał nad nim obkładając go po twarzy- powiedział do nieznanego mężczyzny jeszcze bardziej zachrypniętym głosem niż zazwyczaj. Nie zwracał uwagi na lekarza obracającego mu cały czas głowę w swoją stronę. Amelia stała opierając się o auto i ramię Zayna. Przed oczyma cały czas miała Joy ładującą broń i pewnie celującą w napastnika. Patrzyła raz na bladą resztę, a raz na mężczyznę przedstawiającego się jako Gregory Tacker.
-Mike Thompson był jednym z najbardziej poszukiwanych w stanie Kalifornia. Należał do grupy która nazywała się "black falcon". Zabił cztery niewinne osoby. Tym razem wybrał chyba niewłaściwą posesję.
-Skąd wzięłaś broń?- spytał Harry znów odwracając się od  pielęgniarki siedzącej naprzeciw niego. Joy spojrzała na niego pustym wzrokiem nie odpowiadając. Wyglądała jakby była we własnym świecie.
-To Los Angeles. Tu człowiek bez broni w domu to rzadkość. Bardziej interesuje mnie to jak przedarł się przez zabezpieczenia- odpowiedział pan Tacker. Wyglądał na dość młodego, co za tym idzie żółto dzioba.
-Teren zabezpieczony- zameldował jeden z tych uzbrojonych. Na posesji było straszne zamieszanie. Nie wiadomo kiedy pojawiły się taśmy ostrzegające, po posesji chodzili ludzie z aparatami dokumentując każdy szczegół. Z budynku wyszli lekarze niosąc kogoś na noszach. Jego twarz była przykryta co oznaczało tylko jedno.
-Kto to?- wychrypiała Joy. Louis chwycił ją mocniej, by nie zrobiła czegoś głupiego. Amelia wybuchła płaczem. Reszta zareagowała podobnie na myśl że może to być Willey
-Zbieramy się- zadecydował oschle Gregory wskazując na dwie karetki. Do tej, w której siedział już Harry i Oliv dołączył Zayn i Amelia, a do drugiej wszedł Gregory, Niall, Liam i Louis trzymający na rękach Joy, która panicznie płakała. Sygnały zaczęły przerażająco wyć, drzwi karetki zostały zatrzaśnięte przez lekarza, ostre światła raziły oczy.

-Połknij to- nakazał lekarz. Amelia siedziała na łóżku lekarskim, oddzielonym od reszty pomieszczenia parawanem. Wszystko wokół niej miało albo biały, albo miętowy kolor.
-Co to?- spytała wysuwając roztrzęsione ręce po kubek wody i tabletkę.
-Uspokoisz się, nie martw się nie chcę cię otruć- powiedział uśmiechając się do niej na co nie odwdzięczyła się tym samym- to tyle. Jesteś jedynie trochę roztrzęsiona, nic ci poza tym nie jest. Zawołaj swoją koleżankę-powiedział podając jej rękę- muszę przyznać, że jak na razie jesteś najodważniejsza- dodał nadal próbując wywołać uśmiech na ustach dziewczyny. Amel uniosła kąciki ust. Lubiła być wyróżniana, tym bardziej na tle chłopaków.
-Dziękuję- powiedziała wysilając się na uśmiech.Wyszła z gabinetu rzucając wzrokiem na resztę siedzącą na krzesełkach przy ścianie. Od razu spojrzeli na nią pytająco.
-Oliv, teraz ty- skinęła wskazując na drzwi które za sobą zamykała. Usiadła na pierwsze wolne krzesełko.
-Gdzie Louis?- spytała zauważając brak jednego z przyjaciół.
-Szyją mu rany na ramieniu- odpowiedział Liam.
Na przeciwko krzeseł stało kilku policjantów bacznie obserwując każdy ruch wykonany przez nastolatków.
-Dlaczego czuje się tak, jakbyśmy to my kogoś zabili?- warknął Niall. Zapadła cisza, a Joy pociągnęła na nosie, nie świadomie przypominając reszcie o jej wyczynie.
-Taka procedura- odezwał się jeden z policjantów, nie tracąc wyprostowanej postawy.
Nikt już nie płakał. Łzy które miały byś wylane, wylane zostały. Jedynie Joy cały czas miała mokre policzki. Nie szlochała, nie wydawała z siebie żadnych dźwięków. Łzy nie chciały przestać się lać. Liam podtrzymywał głowę rękoma opartymi o kolana, Zayn siedział rozciągnięty na krześle patrząc na sufit, Niall nerwowo potrząsał nogą co było jedyną słyszalną rzeczą w długim zimnym korytarzu. Amelia siedząca koło niego położył rękę na jego niespokojnej nodze. Spojrzał na nią nerwowo. W oczach miał przerażenie.
-Niall- szepnęła Amelia widząc że chłopakowi chce się znów płakać. Przytuliła go kładąc podbródek na jego ramieniu.  Potarła jego plecy ręką. Spojrzała na resztę, rzucającą na nich okiem. Byli silni, ale nie wystarczająco. Brak informacji na temat Willeya wykańczał ich psychicznie.
-Będzie dobrze, tak? Nie płacz- powiedziała nadal mając w uścisku przyjaciela. Zayn spojrzał na nich zagryzając dolną wargę. Drzwi gabinetu otworzyły się i wyszła z nich blondynka ze zmęczonymi oczyma.
-Mamy czekać na Louisa- wychrypiała. Usiadła na miejscu obok Harrego który odrazu chwycił jej rękę.
Zapadła cisza. Znowu. Joy siedziała najdalej drzwi od reszty oddzielało ją jedno wolne miejsce.
-W jakim szpitalu jest pan Willey?- mówiąc to Oliv miała nadzieje że leży właśnie w jednym ze szpitalnych łóżek z lekkimi obrażeniami. Była optymistką, w tej sytuacji bardzo nie poprawną.
-Piętro niżej - odparł jeden z policjantów. Odpowiedz zdziwiła resztę, która myślała że jest w zupełnie innym szpitalu. Joy zaraz po usłyszeniu tych słów zastukała nerwowo nogą o parkiet prostując się i szybko wystrzeliwując w stronę drugiego końca korytarza. Wśród przyjaciół rozległy się krzyki proszące by się zatrzymała. Nie czekając długo sami puścili się w pogoń. Policjanci zaskoczeni zaczęli mówić do swoich krótkofalówek z informacją o ucieczce.
Korytarz był naprawdę bardzo długi, gdzie nie gdzie migotała żarówka nadając lekko przerażający wygląd pomieszczeniu. Joy biegła przed siebie, była wysportowana więc nikt nie był w stanie jej dogonić. Słychać było jedynie uderzanie gołych stup o zimne kafelki. Gdy dobiegła do końca korytarza biorąc zakręt w stronę schodów wpadła w ramiona Louisa z opatrunkiem na ramieniu. Chwycił za jej nadgarstki słysząc resztę krzyczącą by ją zatrzymał. Ta jednak zrobiła kilka dziwnych ruchów i wyrwała się z uchwytu o mało nie wyłamując chłopakowi nadgarstków. Przypomniał mu się opowieść dziewczyny o nauce samoobrony. Tomlinson dołączył do reszty ścigających. Joy zbiegła szybko po schodach na pierwsze piętro gdzie było w przeciwieństwie do piętra wyżej straszne zamieszanie. Wszędzie policjanci, lekarze i Gregory rozmawiający z mężczyzną z maseczką operacyjną spuszczoną na kark. Joy przeszły dreszcze, wszystko spowolniło tępo.
Stała na ostatnim stopniu. Jako pierwszy od tyłu złapał ją Liam. Później dobiegła reszta.
-Nie rób tak nigdy! Bałem się że coś sobie zrobisz- powiedział Louis mocno przytulając ją do siebie ze łzami w oczach. Joy nie odpowiedziała.
-Co wy tu robicie? Gdzie jest ochrona?1 Oszaleliście?- Spytał Gregory podchodząc do grupy nastolatków.
-Gdzie mój tata?- wyskrzypiała patrząc na niego z zaszklonymi oczyma. Wyglądał jak wrak. Włosy jeszcze bardziej roztrzepane niż zazwyczaj, podkrążone oczy, blada skóra. Cała trzęsła się z zimna i strachu. Mężczyzna nie odpowiedział. Odszedł kilka kroków do tyłu szepcząc coś do jednego z lekarzy. Oliv podeszła do dziewczyny przytulając ją. Tacket wrócił do grupy nastolatków.
-Sala 221- powiedział wskazują ręką korytarz za swoimi plecami i odwracając się znów do lekarzy  wdał się z nimi w rozmowę. Na ustach nastolatków pojawił się po raz pierwszy uśmiech. Każdy ukazał linię swoich białych zębów myśląc o tym że zobaczą zaraz producenta jedynie z kilkoma szwami na klatce piersiowe i siniakami na twarzy.
-Mówiłam że będzie dobrze- powiedziała Amelia promiennie uśmiechając do Nialla. Każdemu brakowało widoku uśmiechniętej twarzy przyjaciela. Wszyscy ruszyli korytarzem szukając wzrokiem tabliczki z numerem 221. Nie było to trudne ponieważ przed pokojem stało dwóch policjantów.
-Wleczecie się..- powiedziała Joy idąca przed resztą. Uśmiechała się i nie mogła doczekać aż znów chwyci swojego ojca za rękę. Tak jak zawsze. Był przy niej zawsze gdy tego potrzebowała chodź miał masę ważniejszych spraw. Teraz to on potrzebował jej. Wszyscy stanęli przed drzwiami zastawionymi przez policjantów.
-Wpuść ją- krzykną Gregory z drugiego końca korytarza. Joy spojrzała pytająco na resztę.
-Idź zaczekamy- powiedziała uśmiechnięta Oliv. Ochroniarze zrobili jej przejście, a ta pchnęła drzwi wchodząc z uśmiechem na salę. W pokoju było ciemno, łóżko na którym ledwie co można było zauważyć czyjąś sylwetkę oświecały światła latarni wpadające przez okno za łóżkiem.
-Śpisz?- spytała szeptem. Zapaliła światło obmacując na ślepo ścianę. W zimnym pomieszczeniu rozprzestrzeniło się rażące, surowe światło. Dziewczyna zamrugała kilka razy chcąc przyzwyczaić się do niego. Podeszła do łóżka przyglądając się ojcu. Blady. Niczym papier. Nawet czerwone i fioletowe ślady po uderzeniach w twarz wydawały się być blade. Joy przełknęła ciężko ślinę i usiadła na taborecie stojącym obok łóżka.
-Co on ci zrobił...- chwyciła za jego rękę chcąc być bliżej niego. Jej serce zamarło.
-Tato?- spytała biorąc jego zimną rękę w objęcie swoich dwóch- Tatusiu?- zaśmiała się z niedowierzaniem.
Jego klatka piersiowa nie podnosiła się. Jego usta były uchylone. Nie nabierały już powietrza- Powiedz mi że to tylko sen, proszę!- zsunęła się z krzesła. Klęczała przed łóżkiem rozpaczliwie płacząc.Krzyczała.  Ocierała swoimi dłońmi o jego rękę. Miała nadzieję że zaraz otworzy oczy narzekając że w nocy było mu zimno.
-Tato!- wychrypiała głośno. Usłyszała jakiś szum za drzwiami. Usłyszeli jej krzyki.
Klęczała przed nim z 30 minut płacząc i głaszcząc go po ręce. Płakała bez przerwy. Wstała i ze wściekłością uderzył pięścią w ścianę. Miała ochotę uderzyć tak samo głową lecz nie miała na tyle odwagi. A może miała za nad to rozumu. Zamiast tego chwyciła wazon z kwiatami stojący obok jego łóżka i z całych sił rzuciła nim o ścianę. Ciągnęła za swoje włosy nie wiedząc co robić. Czuła się sama. Została sama. Usiadła koło łóżka opierając się o jego ramę plecami.
-Wiesz, zawsze chciałam być taka jak ty. Mieć tylu przyjaciół, podróżować. Nie wiedziałam wtedy z czym to się wiąże. Wiem że mnie kochałeś...Bo kochałeś prawda?-Wylała już wszystkie łzy- Ja ciebie bardzo, więc nie dawałam poznać po sobie że za tobą tęsknię. Wiedziałam że kochasz swoją pracę. Ale dlaczego musiałeś odejść właśnie teraz?- Nie patrzyła na niego wyobrażając sobie że jest koło niej i słucha tego co do niego mówi- Nie jesteś pewnie ze mnie zbyt dumny co? Mogłam się bardziej pośpieszyć z tym strzałem. Cykałam się... Mówiłeś wczoraj wieczorem że jestem gotowa żeby działać na własną rękę. Nie wiedziałam że mam brać to dosłownie. Kurwa zachowuje się jak idiotka. Pewnie chciał byś żebym była twarda... To nie takie proste wiesz? Spójrzmy prawdzie w oczy. Właśnie rozmawiam z trupem własnego ojca. Bez obrazy. Nie trudno wypaść z kontroli nad samym sobą. A tak na poważnie, myślisz że dam sobie bez ciebie rade? Zostawiłeś mnie zupełnie samą. Pewnie przyjedzie Travis. Zazdroszczę ci takiego przyjaciela. Od kiedy pamiętał był zawsze z tobą. Ciekawe jak zareaguje na wieść że nie jesteś już tak blisko jak kiedyś. Bo wiem że tu jesteś. Prawda? Nie obraź się. Kocham Travisa jak drugiego ojca, ale nie chcę z nim jechać do San Diego. Nie żebym coś do niego miała...Po prostu czuje że po coś to się stało. Może powinnam zamieszkać sama? Nie. Nie wytrzymała bym. Wolała bym sobie odebrać życie, chodź ta opcja nie wydaje się w tej sytuacji taka głupia. Nie było by problemu.... Przepraszam! Nie! Tak nie można! Po śmierci matki obiecaliśmy sobie że będziemy sili tak? Nie ważne co się wydarzy. Ale proszę cię. Zrozum jeżeli nie dam rady podołać naszej przysiędze- Zapadła cisza. W głowie Joy panowała wojna myśli- Milczysz... Rozumiem, mówimy o zbyt poważnych rzeczach. Może opowiem ci co robiłam gdy byłeś na tym festiwalu? Wiesz. Działo się tak dużo, a zarazem nic. Oliv i Amelia to najwspanialsze osoby jakie poznałam, szkoda że nie zdążyłeś ich poznać. Może ci o nich opowiem? Oliv to straszna gaduła, cały czas uśmiechnięta i lekko fajtłapowata, ale przy tym taka urocza! Polubił byś ją, w pewnym sensie też jest artystką bo wspaniale maluje. Moim zdaniem ma piękną figurę, ale gdy jej o tym mówię zaczyna się ze mnie śmiać. Mogła by być modelką. I najważniejsze. Znasz Harrego prawda? Zakochał się w niej na zabój. Teraz powiem ci o Amelii. Zawsze trzyma rękę na pulsie. Nie ważne co by się stało. Żebyś wiedział jak zna się na modzie, a jak tańczy?! Widzę że jest zakochana w Zaynie. Jest naprawdę lojalna i wiem że nigdy by mnie nie zostawiła. Chodź boję się że po tym co się stało przestraszy się życia w sławie i będzie chciała uciec do rodziny. Zabierze ze sobą Oliv. Właśnie dlatego czuję się sama. Nie zostanie mi nikt- Joy wiedziała że traci zmysły. Rozmawiała sama ze sobą odpowiadając na własne pytania. Trzęsła się z zimna. Mając na sobie jedynie dresowe spodnie i luźny t-shirt sama nie dziwiła się że się trzęsie. Był środek nocy- Chcesz usłyszeć o mnie co?- ciągnęła dalej z uśmiechem- Poznałam jeszcze Liama, najmilszego chłopaka na świecie. Nialla wrażliwego, zabawnego obżartucha, Harrego niepoprawnego flirciarza. Zayna tajemniczego gościa z którym szczerze mówiąc nie poznałam się zbyt dobrze. Pewnie chciałeś spytać gdzie ostatni członek One Direction? Zgadłam? Wiedziałam! Louis. Nie wiem jak ci go opisać. Gdy stoi obok mnie zapominam jak się nazywam. Wiem żałosne. Nie? Moim zdaniem tak. Ale co mogę za to? Sam jego uśmiech sprawia że robi mi się ciepło i na moich ustach również się on pojawia. Jego wzrok sprawia że chce widzieć jego niebieskoszare tęczówki co dzień bo sprawia mi to tyle radości. To bardzo proste słowa. Nie idzie opisać miłości do drugiego człowieka. Więc nie będę się w to wgłębiać. Myślę że i ty wolał byś tego nie słuchać- Zapadła cisza. Joy która lekko odeszła od zmysłów wstała z ziemi spoglądając na ojca- Pewnie się ze mnie śmiejesz co? Nie dziwie się... Cholera. Przepraszam że tak cię nazywam ale gadam do trupa. Ktoś może uznać że jestem chora psychicznie prawda? Może jestem? Wiesz co mnie najbardziej przeraża? To że mówiąc do ciebie nie czuję już sensu. Mojego sensu- monolog dziewczyny przerwało pukanie do drzwi.
-Panno Joy. Jedziemy na przesłuchanie- powiedział Gregory wchodząc do sali. Zdziwił się widząc roztrzaskany wazon. i wodę na podłodze, ale wolał się nie odzywać wiedząc w jaki stanie może być teraz dziewczyna.
-Pa tato. Do usłyszenia- szepnęła całując ojca w rękę. Na jej twarzy nie było już żadnych uczuć. Może jedynie smutek, co jest normalne. Wyszła z pokoju rozglądając się za przyjaciółmi, których nie widziała Szła za Gregorym prowadzącym ją w stronę wyjścia.
-Na zewnątrz jest małe zbiegowisko reporterów zróbmy to szybko- powiedział po czym chwycił Joy za rękę chcąc przeciągnąć ją do busa. Ta wyrwał się nerwowo.
-Sama sobie poradzę- warknęła,a on spojrzał na nią podnosząc ręce do góry w geście rezygnacji. Wyszła szybko przechodząc do auta. Reporterzy nie zdążyli się nawet zorientować gdy ta zatrzasnęła drzwi. W pojeździe reszta siedziała w ciszy. Joy widząc że również bardzo to przeżywają wysiliła się na uśmiech.
-Co ja bym bez was zrobiła?- chrypła po czym usiadła na wolnym miejscu z tyłu pięcioosobowego busa. Louis zamyślił się. Wiedział co by się stało, gdyby nie było ich wtedy w domu. Przytulił ją do siebie mocno, ta położyła głowę na jego ramieniu jadąc tak z jakieś 10 minut.
 Gdy dojechali na komisariat ochrona zrobiła im przejście do wnętrza budynku, ponieważ reporterzy i gapie nie ustępowali. Weszli do wnętrza budynku gdzie był już Gregory. Stał za biurkiem przeglądając jakieś papiery.
Samo przesłuchanie nie było najgorsze. Każdy opisał swój przebieg wydarzeń, ale po prostych pytaniach zaczęły się schody.

-Dlaczego czuję się jak główna podejrzana?- spytała Joy surowo mierząc dwóch rosłych mężczyzna po drugiej stronie stolika. W pomieszczeniu było ciemno. Wyglądało to jak tania scena z filmów kryminalnych. Świeciła jedynie lampka nad jej głową. Przed nią stał mikrofon a za plecami mężczyzn lustro. Oczywiście weneckie.
-Zastrzeliłaś człowieka. Nie czujesz się jak morderca?- spytał mężczyzna- może to dla ciebie przyjemność?
-To pytanie retoryczne?- Warknęła. Odpowiadanie na tego typu pytanie było ostatnią rzeczą na którą miała ochotę.
-Ładnie to odpowiadać pytaniem na pytanie?- spytał drugi z nich.
-A pan co właśnie zrobił?
-Unikasz odpowiedzi?
-Może to pan nie potrafi zadawać pytań- droczyła się z nim patrząc jak się denerwuje.
-Może nie umiesz odpowiadać?
-Może? Detektyw powinien chyba stwierdzać fakty, a nie gdybać.
-Jak na kogoś kto zamordował człowieka jesteś zbyt pewna siebie.
-O co wam w ogóle chodzi? Miałam patrzeć i podziwiać jak obkłada Louisa? Niedoczekanie. Coś szanownym panom powiem. Jeżeli tracicie czas na oskarżanie mnie o tego typu rzeczy to może lepiej od razu mnie zakujcie w kajdanki. Albo nie... Traćcie czas dalej czekając aż reszta ekipy tego durnia, który włamał się do mojego domu powybija pół Los Angeles!? To wydaje się bardziej interesujące nieprawdaż? Ojej i znów pytanie. Wybaczcie- powiedział ironicznym tonem. Mężczyźni spojrzeli na nią z pod łba.
-Skąd miałaś broń?- ciągnęli.
-Mam na nią zezwolenie- odparła - jeszcze coś?
-Miłego dnia- powiedzieli chórkiem, chcąc pozbyć się wrednej nastolatki.
-Jest noc- rzuciła zatrzaskując za sobą drzwi.

-Po co się na niego rzuciłeś? Nie wiesz że zabawa w bohatera źle się kończy?- wyśmiał go policjant stojący za krzesłem drugiego.
-W przeciwieństwie do policji chcieliśmy uratować pana Willeya- odparł. Miał splecione palce dłoni a je  trzymał na stole. Wyglądał na pewnego siebie- jakoś wam się nie śpieszyło panowie.
-Harry Styles. Nie dość że gwiazda to jeszcze bohater- powiedzieli nie tracąc równowagi.
-Nie przesadzajmy.
-A może jednak?
-Nie przesadzajmy- powtórzył.
-Zrobiło się głośno na temat One Direction i Joy Life. Może tego właśnie chcieliście?
-Tak, ale za sprawą nowego singla- powiedział marszcząc brwi. Oburzył się oszczerstwem- chyba nie myślą panowie że specjalnie wpuściliśmy do domu złodzieja! Przecież to nie miało by sensu.
-A to co się stało pana zdaniem miało sens?- drążyli chcąc usłyszeć nie wiadomo co.
-Panowie chyba przesłuchują nie tego co trzeba- odparł z nerwowym uśmiechem.
-Czy oprócz was ktoś jeszcze spędzał czas w tym domu?
-Abby, Owen..To chyba tyle.
-Kto to?

-Pokojówka i szofer. Ponoć pracowali u nich bardzo długo- powiedziała Amelia- starsi sympatyczni ludzie.
-Gdzie byli tej nocy?
-Mieli wolny dzień z tego co wiem.
-A ty? Przyjechałaś z przyjaciółką do LA?
-No tak..
-Tak po prostu?- Spytał jeden z nich, w czasie gdy drugi coś notował. Amel spojrzała na nich spode łba.
-Niech pan zapisze że z efektem specjalnym.
-Co? Pytamy na poważnie. To nie żarty.
-A ja poważnie odpowiem wtedy, gdy zaczniecie zadawać normalne pytania.
-Więc..Dlaczego droga Amell  przyjechałaś do Los Angeles?- powiedział ze złośliwym uśmiechem.
-Po pierwsze nie zaczyna się zdania od więc. Po drugie od kiedy jesteśmy na Ty?- Powiedziała coraz bardziej podirytowana ich zachowaniem.
-Boże! Wyprowadźcie ją stąd- warknął jeden z nich waląc ze zdenerwowaniem ręką w blat stołu.

-Na wakacje- odpowiedziała Oliv.
-Szybko zdobyłaś sławę.
-Nie prosiłam się o to.
-Czyżby?- spytał z cwanym uśmiechem- obściskiwanie się na plaży, pojawianie się w miejscach publicznych bez ochrony.
-To już moja prywatna sprawa co robię.
-No nie zbyt skoro czyta o tym cały świat.
-Pan go lubi?- spytała Oliv patrząc na mężczyznę stojącego obok tego zadającego pytania.
-Moja prywatna sprawa-odparł chcąc uniknąć odpowiedzi.
-Widzę że się rozumiemy- parsknęła dosadnie patrząc na policjanta siedzącego na krześle.

Nogi miał położone na stoliku kołysząc się na krześle.
-Może kawy?- spytał jeden z nich.
-Gorącą czekoladę- powiedział robiąc cwaną minę. Miał dość głupich pytań. Panowie patrzyli na niego z frustracją. Jeden z nich wyszedł po napój.
-Wiesz, że mógł byś być podejrzanym?
-Mógł bym być też raperem. I co w związku z tym?
-Gówno synku! Zachowujecie się jak bachory!- powiedział uderzając ręką w stół, Louis uśmiechną się widząc że udało mu się zdenerwować mężczyznę.
-Nie radzi pan sobie z bachorami? Może to znak że trzeba zmienić prace?- powiedział uśmiechając się do niego. Mężczyzna pomasował skronie. Był zmęczony. W tym samym czasie do do pomieszczenia wrócił ten drugi w ręce trzymając kubek z gorącą czekoladą- Wygląda pan na zmęczonego, to może ja już wyjdę- rzucił szybko wstając z krzesła. Po drodze odebrał kubek z rąk policjanta, który staną przed nim nie przepuszczając.
-Puść go. Dodatkowe przesłuchanie nic nie dadzą- na te słowa Tomlinson uśmiechną się złośliwie patrząc na mężczyznę, który przepuścił go do wyjścia.
-Dziękuję za czekoladę- rzucił złośliwie znikając w drzwiach.

Wszyscy czekali na niego siedząc na ziemi i krzesłach. Widząc jak wychodzi Wstali zmierzając z powrotem do busa.
-Uśmiechnij się do mnie- szepnął Louis nachylając się od tyłu do ucha Joy. Ta uśmiechnęła się lekko podnosząc kąciki ust. Louis przyśpieszył kroku idąc przez korytarz komisariatu dorównując jej- Stać cię na więcej!- powiedział przerzucając swoją rękę na jej ramie. Przytulił ją starając się nie rozlać gorącej czekolady- mam coś dla ciebie, ale dam ci dopiero wtedy gdy się uśmiechniesz.
-Szantaż? Tylko na tyle cię stać panie Tomlinson?- wychrypiała, szeroko się do niego uśmiechając. Patrząc w jego oczy zapominała o tym co się wokół niej dzieje. Był jej ostatnią deską ratunku dla której chciała żyć.
-To mi się podoba ...- szepnął całując ją w policzek- a oto nagroda! Gorąca czekolada dla dzielnej piękności- powiedział śmiesznie modelując swoim głosem przez co Joy zachichotała.
Wyszli z budynku w towarzystwie ochrony. Podróż minęła szybko. Dochodziła godzina 12.00. Wchodząc na posesję nie było śladu po walce, krwi i rozbitym szkle.
-Jeżeli coś złego by się działo, coś was niepokoiło dzwońcie. Przepraszamy za utrudnienia i życzę szybkiego powrotu do normalności- Gregory uścisną rękę każdego z nich po czym wyszedł i odjechał. Zostali sami.

Reszta dnia została spędzona przez wszystkich jednakowo. Prysznic i wypoczynek we własnych łóżkach.
W następny dzień do willi przyjechał Travis. Przyjaciel Willeya. Zaoferował bezinteresowną pomoc w przygotowaniach do pogrzebu. Wszystko było ustalone. Miał on się odbyć nazajutrz. Informacje o nim zostały rozesłane, a w odpowiedzi przychodziły same potwierdzenia. Miało zebrać się około 200 osób. Sami przyjaciele z branży. Travis dobrze dogadywał się z Joy. Był jej bardzo bliskim przyjacielem. Wieczorem odbył on rozmowę z menagerem chłopaków. Wiedział o wszystkich szczegółach umowy, ponieważ był w pewnym sensie prawą ręką Willeya od papierkowej roboty.
-Pojutrze macie zarezerwowane bilety do Londynu- powiedział odsuwając słuchawkę od ucha. Młodzież siedząca w kuchni spojrzała na niego ze smutkiem.
-No. To już chyba koniec- powiedziała pewnie Amelia.
-Jaki koniec? Nie mów tak!- oburzył się Niall.- Przecież jedziecie z nami.
-Właśnie Amel. Jedziesz z nami- powiedziała Oliv na co Harry uśmiechnął się szeroko.
-A Joy? Bez niej nigdzie nie jadę- zaprotestowała- do tego najpierw lecimy przecież do Australii zapomniałaś?- spytała blądynki która zmarszczyła nas na znak przyznania racji.
-Joy zostaje tu ze mną- oznajmił Travis na co wszyscy wybuchli pretensjami i pytaniami. W tym Joy.
-Nie ma mowy... Co z posesją?- zapytał tonem, który wskazywał na to, że z chęcią poszuka konsensusu. Joy zamyśliła się po czym powiedział nie pewnie.
-Oddam ją tobie. To duży dom. Ja nie mogłabym mieszkać tu sama, a w twoim jest za mało miejsca jak na moje oko. Myślę że Megan i waszym pociechom spodoba się ten pomysł.
-Joy przecież nie mogę tak po prostu przejąć tej willi, to szereg papierkowej roboty.
-W niej jesteś najlepszy. Przyjmij to jako dożywotni prezent. Nie będę musiała ci nic kupować na święta i urodziny- uśmiechnęła się.
-Nie mogę.
-Travis ja nie chce tu zostać. Za dużo negatywnych wspomnień.
-Za dużo!- powtórzyła Oliv
-Dla ciebie będzie tu idealnie, a ja znajdę sobie jakiś mały domek z dala od tego miejsca.
-Z dala!- powtórzyła znów Amel po czym przybiła sobie piątkę z przyjaciółką.
-Oczywiście masz na myśli Londyn- sprostował Liam.
-My się nią zajmiemy, się pan nie martwi- powiedział Louis czochrając jej włosy.
-O to się nie martwię- powiedział z zamyśleniem.
-Tata powiedział, że jestem gotowa...-Travis spojrzał na nią z uśmiechem.
-Trzymam go za słowo- odparł z szerokim uśmiechem. Joy powiesiła się na jego karku całując po policzkach.
-Mi to tak uczuć nie okazujesz- fuknął Louis z obrażoną miną, a szczęśliwa Joy rzuciła się i na niego, lecz całując nie w policzek a namiętnie w usta. Później rzuciła się z radością na resztę przyjaciół.

Ranek nie przebiegał już w takiej radości.
Amelia i Oliv skorzystały z garderoby Joy wybierając czarne ubrania. Same nie były przygotowane na tą okoliczność. Amelia ubrała buty na obcasie, rurki, czarną koszulę z ćwiekami na kołnierzyku. Oliv czarne obcasy, czarną plisowaną spódniczkę nad kolano, koszulkę w falbanki włosy splotła w warkocz. Amel ubrała buty na obcasie czarną, prostą luźną sukienkę. Włosy zostawiła rozpuszczone wpinając w nie czarny drobny kwiatek podtrzymujący jeden z kosmyków. Joy ubrała prostą dopasowaną sukienkę nad kolano z prześwitującym materiałem na dekolcie do czego dobrała delikatne bransoletki i koturny. Włosy spięła w kok wpinając do nich stroik z przeświecającego materiału który zasłonił jej twarz. Chłopcy zostali wystylizowani przez swoją stylistkę,  która specjalnie na tą okazję musiała przyjechać z Londynu. Całe wydarzenie zostało sprzedane pod telewizję. Joy i Travis zgodzili się na to, tylko ze względu na to, że pieniądze za oglądalność zostaną przekazane na szkoły muzyczne w Kalifornii.
Czarna limuzyna dojeżdżała już do wielkiego kościoła na wzgórzu. Przed nim stało kilkanaście gości w ekstrawaganckich kreacjach. Reszta znajdywała się już wewnątrz. Kamer nie było dużo, może z trzy. Auto przejechało obok aut policyjnych stojących przy wjeździe na pagórek po chwili zatrzymując się. Cień tańczył smutno po masce samochodu.
Każdy z nastolatków chciał być silnym. Jak na razie dobrze im to wychodziło. Joy witała się z gośćmi przedstawiając Oliv i Amel, a chłopcy doskonale radzili sobie sami.
-Wyrazy współczucia- powiedziała K.Rose przytulając Joy. Dziewczyna zacisnęła zęby. Nie była gotowa na słuchanie kondolencji. Po kilku minutach wszyscy udali się do kościoła. Wzrok gości zwrócił się ku nim. Było ich dużo więcej niż się spodziewali. Miał naprawdę wielu przyjaciół i bliskich znajomych. Ilość gości utwierdzała tylko wszystkich w tym że był wspaniałym człowiekiem. Oliv stanęła jak wryta, a do jej oczu napłynęły łzy. To wszystko za sprawą odkrytej trumny przed ołtarzem. Harry natychmiast złapał ją za rękę.
-Spokojnie. Jestem tutaj- widział, że się boi. Była delikatna. Amelia za to szła dalej nie pokazując zbyt wielu emocji. Jej ręce niestety zdradziły co się dzieje w jej sercu. Drżały. Wszyscy zajęli miejsca w pierwszej ławce czekając na rozpoczęcie ceremonii. Jedynie Joy gdzieś znikła co zaniepokoiło Louisa. Już chciał wyjść z ławki lecz po kościele rozległ się dźwięk pianina. Ku ołtarzu zmierzała Joy, na której spoczywał wzrok wszystkich gości. Niektórzy płakali przez co i Joy zaszkliły się oczy. Widząc ciało ojca leżącego przed nią, dolna warga zadrgała lecz szybko ją uspokoiła zagryzając ją i zamykając na chwilę oczy. Wzięła głęboki wdech biorąc się w garść. Podeszła bliżej trumny wkładając do ręki ojca ułożonej na swoim brzuchu czerwoną różę. Ręka zadrżała czując zimno jego ciała. Nie było to zwykłe zimno jakie odczuwa się dotykając przykładowo kamieni rankiem na plaży nie ogrzanych jeszcze słońcem. To zimno było inne. Specyficzne, którego nie dało się opisać. Zacisnęła jego dłoń na łodydze ostatni raz dotykając jego ręki.  Uśmiechnęła się przez łzy. Wyglądał jakby się uśmiechał. Taki już był. Zawsze miał taki wyraz twarzy. Chodź siniaki po pobiciu były dobrze zamaskowane pod makijażem było widać kilka zadrapań na prawym policzku. Dziewczyna spojrzała na niego ostatni raz z tak bliska. Otarła łzę i tak jak mu obiecała chciała być silna. Odwróciła ku gościom i usiadła w ławce z resztą przyjaciół.
Msza minęła szybko. Chodź nie trwała za długo, dla nich trwała tak naprawdę wieczność. Nawet Amelia miała chwilę słabości i płakała. Zayn cały czas szeptał jej do ucha, a ona uspakajała się. W kościele panowała wśród gości względna cisza nie licząc szlochów. Liam siedział posłusznie słuchając kapłana opowiadającego o życiu i śmierci.
-...Czasami śmierć wita w naszych progach, by pokazać nam, jak bardzo trzeba docenić życie..- Oliv siedziała oparta głową o ramie Harrego co chwilę smarkając do chusteczki. Niall co jakiś czas wyciągał do niej rękę z prośbą by dała mu jedną. Louis patrzył co chwilę na Joy, która patrzyła ślepo przed siebie zaszklonymi oczami. Na jej policzek co chwilę opadała kolejna łza. Tomlinsona bolało serce widząc ją w takim stanie. Przejechał ręką po jej policzku wymawiając się na obtarcie łez. Nie wiedział jak ją pocieszyć.
Po ceremonii wszyscy goście przeszli na duże pole obok kościoła. Oddzielone było od reszty świata palmami i innymi egzotycznymi drzewami. Połowa gości powsiadała do aut wyjeżdżając, a druga połowa przemieściła się za już zamkniętą trumną niesioną przez czterech mężczyzn na owe pole. Joy, Oliv, Amelia, Niall, Zayn, Liam, Harry, Louis, Travis i reszta bardzo bliskich znajomych Willeya stanęli na około wykopanego dołu. Liczna reszta gości stała za nimi. Rozległ się odgłos skrzypiec i głos Rufusa Wainwrighta.  Hallelujah. Rufus śpiewał ją też na pogrzebie jej matki. Joy wybuchła głośnym płaczem patrząc jak trumna zostaje spuszczana w ciemny, brudny dół. Louis stojący obok niej chwycił ją mocno przytulając. Czuł jak się trzęsie. Trzymał za tył jej głowy całując ją w nią z troską. Sam nie mógł być już bardziej silny. Z jego oczu popłynęło kilka łez, które szybko wytarł tak, by nikt tego nie zauważył. Wszyscy stali w ciszy słuchając głosu Rufusa i dźwięku skrzypiec. Nie rozmawiali ze sobą. Nikomu nie przyszło to nawet do głowy.


Kończymy w nieco ponurym nastroju. Mam nadzieję że tematyka tego posta was nie przestraszyła lub zanudziła :) Pamiętajcie że piszemy to dla was i w związku z tym... nie zostawiajcie nas bez komentarzy <3    ps. blog jest w remoncie i myślimy że na następny raz będzie wyglądał lepiej ;)