niedziela, 14 października 2012

Rozdział 2

-Joy, nie możesz nigdy trzymać języka za zębami?- spytała Amelia wchodząc z dziewczynami na balkon ich pokoju otulając się kocem. Joy nie odpowiedziała, usiadła tylko na leżaku zwróconym ku morzu. Słońce zaszło chowając się za wzburzoną wodą niosącą ciepłe podmuchy wiatru.
-Na szczęście Lou ma poczucie humoru....- dodała Oliv opierając się o srebrną barierkę dużego balkonu. Joy parsknęła.
-No przestań! Skoro masz z nimi coś nagrać to chociaż postaraj się być miła- powiedziała Amelia.
-Nie mam zamiaru niczego udawać- odparła sucho.
-Jeżeli zrezygnują ze współpracy to będzie wyłącznie twoja wina...- dorzuciła obracając się w stronę morza.
-Pamiętaj też o ojcu, jeżeli to zrobią, zepsujesz jego reputację- powiedziała Oliv również obracając się w stronę morza.
-Mojemu ojcu nic do tego.
-Jak to nie? Jesteś jego córką... Już widzę nagłówki gazet "Córka Willey'a Life'a odrzuciła współpracę z chłopakami z One Direction, czy sławny producent wychował rozkapryszoną gwiazdeczkę, która nie potrafi docenić tego co ma!? "-Gdy Amelia wyrzuciła z siebie ostatnie słowa, Joy gwałtownie wstała. Dziewczyny usłyszały tylko zatrzaskujące się drzwi. Amelia bezwładnie spuściła głowę w dół.
-Pierwszy dzień i już problemy- westchnęła- idę ją przeprosić.
-Nie, nie idź. Przecież masz rację. Musi to do niej dojść. Chyba po raz pierwszy nie dostała tego co chciała- powiedziała Oliv. Przyjaciółki stały obok siebie patrząc w gwiazdy i fale uderzające o brzeg.
-A jeżeli nie dojdzie?- szepnęła Amelia. Zapadła wymowna cisza. Oliv przygryzła wargę kiwając głową.
-To mamy problem.



***
              

Joy po zatrzaśnięciu drzwi zatrzymała się zdezorientowana. Przeszła przez korytarz w stronę swojego pokoju zastanawiając się nad tym, co powiedziała Amelia. Jak mogła powiedzieć coś tak okropnego. Myliła się, co do Australijek, są tak samo okropne jak reszta dziewczyn, z którymi się kumplowała. Zastanawiała się co jest w niej nie tak. Zaczęła zazdrościć chłopakom z One Direction, oni przyjaźnili się jak rzadko kto. W ogóle czemu dziewczynom tak zależało na tym, by tych chłopaków polubiła. To, że lubi ich parę milionów dziewczyn nie znaczy, że ona się do nich będzie zaliczać. Joy usiadła na fotelu na balkonie, na szczęście jej balkon był z innej strony niż dziewczyn. Nie mogła się powstrzymać, coś w niej pękło i łzy popłynęły po jej policzkach. A może dziewczyny chciały jej pomóc? Nie wiedziała z kim o tym porozmawiać. Nagle usłyszała jakieś odgłosy z jej pokoju. Przecież mówiła ojcu, by sprzątaczki nie sprzątały podczas, gdy ona jest w domu. Właśnie miała wstać, by powiedzieć, że nie chce, by sprzątały, ale usłyszała trzask. Weszła do pokoju i zobaczyła Louisa na podłodze, jakiegoś takiego poskręcanego. Nie potrafiła się powstrzymać i wybuchła śmiechem. On za to był okropnie wkurzony, bo nie potrafił się podnieść. W końcu, gdy już się opanowała pomogła mu wstać, a on tylko oschle podziękował, bo jego duma nie pozwalała mu na więcej.
-A więc czemu zawdzięczam twoją wizytę w moich za wysokich jak na ciebie progach?- spytała nienaganną angielszczyzną.
-Jak już mówiłem staram się zniżyć do twojego poziomu - odpowiedział Lou z zawadiackim uśmiechem, na ustach. Joy szybko zszedł uśmiech z twarzy.
-Skończmy tą szopkę, o co ci chodzi i w ogóle czemu przyszedłeś do mojego pokoju, nie wiesz, gdzie jest twój? - zapytała już bardziej sarkastycznym tonem.
-Wyluzuj, w sumie to chciałem cię przeprosić, ale to już nieaktualne.
-Skoro tak to już sobie idź - odparła po czym szybko obróciła się i podbiegła na balkon, łzy znów wróciły. Louis był trochę zdezorientowany i poprzez nagły impuls poszedł za nią. W sumie nie spodziewał się tego, że ona w ogóle ma uczucia. Sprawiała wrażenie bardzo oschłej. Joy stała przy balkonie, lekko się trzęsąc. Louis postanowił działać, przecież nie mógł jej zostawić w takim stanie, ale nie wiedział jak zareaguje. W końcu podszedł do niej i ją objął. Dziewczyna była zbyt roztrzęsiona, żeby go odepchnąć, a poza tym potrzebowała się do kogoś przytulić. Brakowało jej tego, choć trochę się bała, bo po prostu go nie znała. Chłopak jednak nie okazał się skończonym debilem, chociaż na takiego wyglądał.
Nic nie może wiecznie trwać i w końcu się puścili.
-Jeśli mogę spytać, czemu płaczesz? Chyba nie przeze mnie? - spytał Lou ostrożnie, zważając na dobór słów.
-Nie, to nie przez ciebie, chociaż w pewnym stopniu tak. Och bredzę. Chodzi o to...- dziewczyna zakłopotała się szukając wytłumaczenia-...że pokłóciłam się z Oliv i Amelią.- powiedziała jąkając się. Louis widział, że Joy nie mówi do końca prawdy. Był dobre w te klocki widział, że nerwowo pociera ręce, rzuca spojrzeniem z miejsca na miejsce.
-O co?- spytał. Nie chciał być wścibski i pytać o prawdziwy powód. Nie chciał znów się z nią kłócić, chodź sprawiało mu to pewnego rodzaju radochę.
-Twierdzą, że się do was uprzedzam- Stali oparci łokciami o barierkę balkonu. Joy starała się uspokoić włosy tańczące na wietrze odgarniając je za ucho, a Louis przyglądał jej się z uwagą- i chyba mają racje. Nie wiem dlaczego byłam zła gdy was zobaczyłam- Louis objął dziewczynę ramieniem widząc, że łzy znów napływają do jej zielonych oczu. Dziewczyna czuła się źle nie mówiąc Louis'owi całej prawdy, ale przecież nie był dla niej ważną osobą i nie musiał wiedzieć dlaczego tak naprawdę płacze.
-Nie jesteś pierwszą osobą, która za nami delikatnie mówiąc nie przepada. 
-Ale macie rodzinę, swoje fanki. Nigdy nie zostaniecie sami chodź by nie wiem co się stało...- Joy wybuchła płaczem. Nie chciała płakać, ale myśl tego, że musi mówić o tym z Louis'em podłamała ją do końca. Nie miała nikogo oprócz ojca zanurzonego w pracy i Australijek, z którymi nie miała zamiaru rozmawiać.
-Ty też masz rodzinę, a co do fanów też się na pewno znajdą. Przecież jesteś córką Willey'a!- chłopak uśmiechnął się głupio głaszcząc ją po ramieniu. Zapadła cisza. Louis wrócił myślami do wypowiedzianych słów i czynów z przed chwili, zastanawiając się czy znów nie zrobił czegoś głupiego. Joy była wpatrzona przed siebie. Po policzkach spływały jej łzy. Louis poczuł się dziwnie, nie wiedział czemu go to wszystko obchodzi. Martwił się o nią.
-Mam tylko ojca, nie mam żadnych wujków, ciotek, kuzynów. Jego rodzice zostali zastrzeleni podczas napadu na ich posesję. Ponoć nie dbali o mojego ojca, ale nie wiem czy to prawda. On nie chce o tym ze mną rozmawiać. Co do fanów... Nie chcę ich znać, lecą tylko za kasą. Kochają tylko za nią. Człowiek bez pieniędzy jest brzydki, nie atrakcyjny. Gdyby nie kasa odwrócili by się od niego bez zastanowienia. Przyjaźń pomiędzy człowiekiem bogatym i biednym nie jest bezwarunkowa- Louis spoglądał to w morze to w zaszklone oczy Joy, w których odbijały się gwiazdy. Rozumowanie dziewczyny było dla niego czymś nowym. Była inteligenta. I na swój sposób biedna.
-Masz pieniądze, ale jesteś uboga- stwierdził krótko.
-Jak to?- spytała patrząc na niego z zamyśleniem.
-W twoim sercu jest dużo miejsca, ale nikogo do niego nie wpuszczasz bo myślisz że cię skrzywdzi- dziewczyna zasłoniła twarz rękoma. Tomlinson znów ją objął. Tym razem ostrożniej, lekko przyciągnął ją do swojej piersi, a dziewczyna położyła głowę na jego ramieniu rozmyślając nad tym co do niej powiedział. Łzy zmoczyły jego niebieską koszulę.
-Może czas na to żebyś kogoś do niego wpuściła?- zaraz po wypowiedzeniu tych słów zadzwoniła jego komórka. Nie chciał psuć tej chwili, ale musiał odebrać, bo wiedział po sygnale, że to Eleanor.
-Przepraszam, ale muszę odebrać - powiedział chcąc jak najszybciej wyjść z pokoju, by Joy nie była świadkiem jego rozmowy z dziewczyną. Nic do niej nie czuł oczywiście, ale nie chciał psuć relacji jaka się między nimi zrodziła.
-Rozumiem, może dokończymy tą rozmowę kiedy indziej... (albo i nie)- powiedziała Joy, dopowiadając sobie to ostatnie w myślach . Brakowało jej takiej rozmowy. Louis był naprawdę w porządku. Oczywiście nie zmienił jej nastawienia do zespołu, ale coś w niej ruszył, co nie było proste w jej przypadku.


                                                     *w tym samym czasie*


Zayn chodził nerwowo z telefonem przyłożonym do ucha.
-Zayn co się dzieje? Zaraz wydepczesz korowód - stwierdził Payne, siedzący na łóżku. Był zapatrzony w swojego laptopa.
-Perrie jest na mnie zła za to, że spędzamy za mało czasu razem- wyrzucił jednym tchem tym razem uderzając w klawisze telefonu- wysłałem jej czternaście wiadomości! Nie odebrała ani jednego z dwudziestu czterech telefonów!- powiedział nerwowo. Liam zaskoczył się jego skrupulatnością- nie wiem co robić...-opadł bezsilnie na swoje łóżko.
-Macie gorsze dni to normalne- powiedział szatyn odkładając laptopa na bok.
-Gdyby były to słabsze dni to by już przeszły... Nasze trwają o wiele za długo. Czuję, że Perrie się męczy. Wiem, że przy następnym spotkaniu będzie chciała to skończyć- czarno-włosy chłopak zasłonił twarz rękoma.
-Uwierz mi, że wiem co czujesz...- westchnął Liam przypominając sobie o Dan. Zerwali właśnie z tego samego powodu. Usiadł obok przyjaciela obejmując go ramieniem- musisz być silny, ludzie przychodzą i odchodzą. Na nasze szczęście częściej przychodzą- Malikowi do oczu napłynęły łzy, chodź był pogodzony z zaistniałą sytuacją. Kiwał ze zrozumieniem głową. To trwało za długo- myślę że dla ciebie Bóg przygotował kogoś naprawdę wyjątkowego- Malik spojrzał na przyjaciela z uśmiechem. Chciał wierzyć w te słowa, które uderzyły w jego serce.
-Chciałbym w to wierzyć myślałem, że będzie to Perrie. To straszne uczucie, kiedy chcesz coś zrobić, kiedy jesteś pełen nadziei na lepsze jutro lub kiedy po prostu starasz się ratować sytuację. Niestety to na nic się nie zdaje i wszystko co robisz nie ma sensu i jest bezcelowe.
-Zupełnie się z tobą zgadzam. Ale wtedy musisz sobie powiedzieć, że tak miało być i żyć dalej- Zayn westchną głęboko. Wiedział, że ta noc nie będzie należała do przespanych. Spokojną rozmowę przerwał Harry wbiegający do pokoju z impetem wpadając na łóżko Liam'a.
-Pan Willey podpisał mi się na bluzce! Ale jazda!- powiedział naciągając koszulką tak, alby chłopcy mogli podziwiać parafkę. Za chłopakiem w kręconych włosach wszedł Niall.
-Fajnie, że Ci się podpisał tylko szkoda, że to jest moja koszulka, nie twoja!- Blondyn skoczył na Styles'a próbując ściągnąć z niego swój t-shirt. Chłopak jednak bronił się dzielnie.
-Liam powiedz mu coś!- Blondyn nie żartował, był naburmuszony i założonymi rękoma zszedł z kolegi, który na znak zwycięstwa podniósł ręce.
-Harry oddaj mu koszulkę- sypnął Liam nadal nie odstępując Malika.
-Nie ma mowy!- powiedział stanowczo z zadziornym uśmiechem.
-To może będziecie się wymieniać? Dziś zostaw sobie koszulkę, jutro dasz ją Horan'owi. Co wy na to?- powiedział starając się znaleźć rozwiązanie głupiego sporu. Blondyn niezadowolony przytaknął.Harry spojrzał na niego z zadowoleniem i również się zgodził.
Każdy ma jakieś problemy. Mniejsze, większe, ale niezależnie od tego trzeba szukać rozwiązań i nie robić z nich wielkich katastrof . Trzeba brnąć przez życie nie zależnie od tego, jakie przeciwności są nam stawiane. Liam miał tego świadomość i może dzięki temu, zawsze myślał trzeźwo. Miał niekończącą się cierpliwość nawet wtedy, kiedy było mu naprawdę ciężko.
Ten dzień nie należał do najbardziej udanych, a noc z powodu wielu podstaw do przemyśleń, do nie przespanych. Każdy miał nadzieję na lepsze jutro.






Krótko, ale co zrobić gdy nie można narzekać na nadmiar czasu? Życzymy miłego czytania! Z radością czytamy wasze komentarze, które dodają nam skrzydeł ! Dziękujemy :)

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 1

-Bez przesady, lot jak lot...- odparła Joy.
-Co! To było straszne! Nigdy więcej nie wsiądę do samolotu! - wykrzyczała roztrzęsiona Amelia. Dziewczyny szły przez lotnisko w stronę wyjścia. Ciągnął się za nimi stukot kółek walizek. Ludzie co chwilę wskazywali palcami w ich stronę.
-O co chodzi? Mam coś na twarzy?- Oliv wytrzeszczyła oczka i zasłoniła twarz jedną ręką. Amelia zaśmiała się przecząco kiwając głową.
-Musicie się przyzwyczaić, to o mnie chodzi - powiedziała Joy przekraczając próg wyjścia z lotniska- gdzieś tu powinien czekać Owen...- dodała ściągając okulary przeciwsłoneczne i rozglądając się na parkingu. Rozbłysło kilka fleszy aparatów.
-Przepraszam was.. zasłońcie twarze, jeżeli nie chcecie wylądować w jakimś pisemku plotkarskim.
Dziewczyny popatrzyły na siebie zdezorientowane, a następnie schyliły głowy idąc za śladami kółek walizki Joy, nie podnosząc wzroku.
-Witam Panno Joy!- Powiedział starszy pan po pięćdziesiątce. Olivia spojrzała na mężczyznę ze strachem w oczach. Po wylądowaniu w LA nic nie było dla niej normalne. Owen, którego zmierzyła wzrokiem był wysokim, grubszym, szpakowatym panem w garniturze i kapeluszu na głowie, jak się okazało szoferem . Wyglądał na ucieszonego ich widokiem.
-Witaj Owen! Schudłeś! - Zaśmiała się Joy.
-No muszę przyznać, że zrzuciłem niecały kilogram! - powiedział poprawiając białe rękawiczki na rękach.
-Widać- zaśmiała się- Poznaj Amelię i Olivię- powiedziała Joy wskazując na przestraszone dziewczyny.
-Miło mi Panny poznać. Proszę wsiąść, ja zajmę się bagażami- Amelia spojrzała na Joy, która chodem modelki podeszła do drzwi czarnego BMW z przyciemnionymi szybami.
-Co z wami? Witam w moim świecie!- zaśmiała się widząc niedowierzające miny koleżanek. Wiedziały, że jej ojciec jest szychą, ale nigdy nie wgłębiały się w to na jakich warunkach żyje. Dziewczyny wsiadły do auta przez chwilę siedząc w ciszy. Joy czuła się speszona, Amelia zaskoczona a Oliv...
-Aaaaaa! Nie mówiłaś że masz swojego szofera!- krzyknęła podniecona.
-No mam...
-I co mają znaczyć fotografowie?- Spytała Amelia zakładając ręce. Siedziała pośrodku dziewczyn patrząc przez przyciemnioną szybę na fotografów stojących obok auta.
-Wybaczcie nie wiem skąd wiedzieli, gdzie mnie szukać- w tym momencie do auta wszedł Owen.
-Więc kierunek Willa  Faith, stęskniłaś się Panienko?
Gdy dziewczyny to usłyszały zaskoczenie na ich twarzach sięgnęło zenitu. Czyli będą również mieszkały w Willi? Po prostu czuły się, jak w śnie na jawie. Podróż z lotniska szybko im minęła. Zanim dojechały do samej Willi musiały przejechać aleję palm biegnącą przez zatłoczoną część miasta. Tyle dziwnych ludzi. Przez całą drogę nie rozmawiały, ponieważ nie mogły wydusić z siebie słowa pod wpływem tylu wrażeń. Gdy wyjechały z alei egzotycznych drzew, ich oczom ukazała się wielka brama za którą uniósł się duży, biały nowoczesny budynek. Na pierwszy rzut oka posiadał z trzy piętra. Cień i słońce tańczyły na masce czarnego samochodu mijającego bramę posesji, która od razu automatycznie się zamknęła. Wokół budynku nie było nic. Pusta przestrzeń sięgająca około trzech hektarów w obie strony. Jednak zza budynku widniał widok zapierający dech w piersiach- była to plaża.
Auto zatrzymało się przed wejściem do budynku.Owen szybko wyskoczył z siedzenia obiegając auto i otwierając po kolei drzwi. Amelia i Joy skorzystały, lecz Oliv wyszła sama wprawiając w zakłopotanie mężczyznę.
-Chodźcie za mną- powiedziała Joy chwytając dziewczyny za rękę i ciągnąc za sobą.
-A walizki?
-Owen zaniesie je do pokoju - Powiedziała z uśmiechem naciskając na klamkę drzwi wejściowych.
Dziewczyny przeszły przez próg. Ich oczom ukazał się wielki biały pokój. Czarna długa kanapa obrócona ku wielkiej plazmie wiszącej na ścianie, za którą umieszczona była foto tapeta z motywem maści zebry, kilka ekstrawaganckich foteli, wielkie głośniki, mały stoliczek z czasopismami i tabletem. Kuchnia była umieszczona po prawej stronie od wejścia głównego, była otwarta na przedpokój - znajdowała się w niej wyspa, a wokół niej były ustawione krzesła barowe. Całość była utrzymana w stylu modern. Wszystko było idealne. W dobrym guście. Joy szybkim krokiem zmierzała w kierunku kręconych schodów po lewej stronie chcąc pokazać dziewczynom pokoje.
-Gdzie tak pędzisz księżniczko?- Powiedział mężczyzna wynurzający się z jednych z drzwi wielkiego pokoju. Amelia i Oliv miały wrażenie, że stoją pod kopułą ponieważ sufit wisiał z 5 metrów nad ich głowami.
 -Hej tato!- Powiedziała Joy podbiegając do ojca i wpadając w jego uścisk.
-Witaj słoneczko! - wykrzyknął
- Poznaj moje przyjaciółki Amelię i Oliv - przedstawiła stojące cicho przy schodach dziewczyny, które nie dowierzały oczom. Willey Life?! Jej ojciec to Willey Life?!
-Dzień dobry! Bardzo dziękujemy za zaproszenie Panie Willey!- powiedziała Olivia podchodząc i odważnie podając rękę mocno potrząsając nią patrząc z ekscytacją w oczy gwiazdy. Amelia poszła w jej ślady.
-Dziewczyny nie będę was zatrzymywać... Gdy zejdziecie mam dla was niespodziankę...
-Tato? O co chodzi? Zedd przyjechał? Deadmau5? Redfoo? Nicki Minaj?- powiedziała Joy podskakując w miejscu ze szczęścia.
-Niespodzianka kochanie... Myślę, że będziesz zadowolona. Zaprowadź na razie koleżanki do pokoju- powiedział obracając córkę w stronę schodów. Joy coś nie pasowało... Ojciec zwykle zapraszając do współpracy artystów nie ekscytował się tak... był profesjonalnym producentem. Postanowiła szybko to sprawdzić dlatego poszła czym prędzej na górę razem z dziewczynami, które były w takim szoku, że co chwilę zakopywały się na schodach. Chwilę później były już na piętrze. Joy zaprowadziła je do pokoi dla nich przygotowanych, przynajmniej tak jej się wydawało. Już ruszała w stronę swojego pokoju, chcąc zobaczyć czy niespodzianka ojca go dotyczy, gdy nagle usłyszała krzyk. Od razu zawróciła z lekkim przerażeniem postanowiła sprawdzić co się stało.
-Czy to u Ciebie normalne? - spytała Amelia ze zdziwieniem. W pokoju nie było widać ziemi, ponieważ zasypana była ubraniami, butami i Bóg wie czym jeszcze. Na łóżkach siedziało pięciu wyszczerzonych chłopaków.
-U mnie wiele rzeczy jest nienormalnych, ale to już chyba przesada! - odpowiedziała Joy nie kryjąc konsternacji, jeżeli to miała być niespodzianka ojca to udowodnił jak bardzo nie zna swojej córki. Bez słowa zostawiła podniecone i rozwrzeszczane dziewczyny i zbiegła na dół.
-Co to ma znaczyć! Co robią te pedały w jednym z pokoi gościnnych ?! - Spytała zirytowana Joy podbiegając do ojca siedzącego przy laptopie w swoim biurze.
-O co ci chodzi? Nie lubisz One Direction? - odparł ze spokojem przerzucając wzrok z laptopa na córkę.
-Myślałam, że bierzesz swoją karierę na serio...
-Dlaczego sądzisz, że nie biorę?
-Tato jak mogłeś zaprosić do współpracy tooo..teee.. no ich!
-Joy, nie sądzisz, że trochę przesadzasz? Przecież nawet ich nie znasz i jak przypuszczam nigdy ich nie słyszałaś, bo nie typujesz w takiej muzyce- mężczyzna wstał, obszedł biurko i oparł się o nie zakładając ręce.
-Nie lubie ich..
-Za co?- ciągnął.
-No dajmy na to, no, noo...- Joy spojrzała na podłogę w nerwach szukając argumentów, których po prostu jej brakowało- No za ogół!
-Joy, zachowujesz się jak dziecko! Proszę Cię, teraz mnie wysłuchaj...One Direction to połowa niespodzianki. Widzisz, masz już osiemnaście lat, kilka świetnych kawałków na swoim sprzęcie, ale wydaje mi się, że nie do końca wiesz co to muzyka....
-Cooo? - Joy chwyciła się za tył głowy.
-Zaprosiłem ich do współpracy. Będą pracować z tobą Joy, nie ze mną. Zaczynasz karierę na własną rękę.
-Dlaczego nie mogłeś zaprosić kogoś innego?- powiedziała nerwowo przedeptując z miejsca na miejsce.
-Myślę, że zrozumiesz. Jeżeli chcesz tworzyć dobrą muzykę, musi płynąć z serca i najlepiej, gdy wpada w serca innych.- Joy obróciła się w stronę drzwi. Były uchylone.
-Dzięki bardzo...- parsknęła wychodząc. Zatrzymała się jednak zakłopotana, ponieważ na kanapie, która była zaledwie sześć metrów od drzwi biura, siedzieli chłopcy. Pewnie słyszeli rozmowę.
-No cześć- powiedział chłopak w krótkich włosach w koszuli w kratę. Miał bardzo miły wyraz twarzy.
-Cześć...- odparła. Czuła się niezręcznie mając świadomość tego, co mogą teraz o niej myśleć- to ja pójdę na górę...-dodała idąc bokiem, by nie spuścić z nich wzroku. Pobiegła szybko do swojego pokoju. Otworzyła drzwi, a na jej szyję rzuciła się Oliv i Amelia. Joy nigdy nie widziała ich tak szczęśliwych. Nie rozumiała ich reakcji.
-Znasz ich?
-Dlaczego się nie cieszysz?
-Ale z ciebie szczęściara!
-Dlaczego nie powiedziałaś, że Willey to twój ojciec?- pytania sypały się i sypały, a Joy pod ich ciężarem padła na łóżko.
-Nie lubię mówić o moim życiu, osoby które o tym wiedzą są fałszywe. I tyle. Chciałam żebyście traktowały mnie jak normalną dziewczynę.
-Joy! Kochamy Cię za to jaka jesteś, a nie za grubość twojego portfela- powiedziała Amelia siadając na łóżku obok przyjaciółki.
-No dokładnie!- dodała Oliv wskakując na łóżko.
-Dziękuję, też was kocham!- dziewczyny zrobiły przyjacielskiego misia i położyły się patrząc w sufit. Nastała krótka cisza.
-A więc... lubicie One Direction? - spytała Joy z ironią w głosie. Dziewczyny nie przejęły się tonem, jakim to wymówiła.
-Harry Styles siedzi pokój pode mną!- Oliv zaczęła piszczeć i miotać rękoma.
-O mój Boże... Zayn jest jeszcze przystojniejszy na żywo! - Powiedziała Amelia szczerząc się do Olivii.
-Widziałaś jaki Niall ma słodki dołek w brodzie!
-Tak! O matko kochana! A Liam! Takie ciacho!
-A Louis!- Dziewczyny przekrzykiwały się. Joy spoglądała na nie z uśmiechem. Cieszyła się ich szczęściem. Chodź powód był dla niej niezrozumiały. Słuchała ich wrzasków w zamyśleniu.
-Joy? Nie lubisz ich? Dlaczego się nie cieszysz?- spytała Amelia.
-No nie wiem. Po prostu za nimi nie przepadam.
-To to jest w ogóle możliwe?- spytałam Oliv. Była Directionerką od jakiegoś roku. Tak jak Amelia śledziła poczynania chłopców i nie wyobrażała sobie większego szczęści nad to co się dzieje.
-No widzisz. Zdaniem mojego ojca nie znam się na muzyce i jeżeli chcę ją w przyszłości tworzyć, to musi ona płynąć z serca. Zaprosił tą piątkę do współpracy ze mną. Nie mógł zaprosić kogoś innego!? Jest na świecie tyle dobrych artystów.
-Joy... Chyba nie doceniasz tego co masz- powiedziała Amelia poprawiając kosmyk włosów. W tym momencie do pokoju weszła kobieta w fartuszku.
-Panno Joy! Witam znów w domu. Kolacja na stole - powiedziała, po czym od razu wyszła.
-To Abby, nasza gosposia. Jeżeli czegokolwiek będzie wam  brakować to idźcie do niej.
-Walizek mi brakuje- wystrzeliła Oliv.
-Pewnie będą w pokoju obok. Mamy tu 3 pokoje gościnne- Joy prowadziła dziewczyny przez korytarz pokazując po kolei co gdzie się znajduje. Poczuły zapach kolacji przygotowanej przez Abby. Oliv i Amelia szczerzyły się do siebie słysząc śmiech i rozmowy chłopaków.
-Będę na kolacji z One Direction! Dziewczyny z twittera mi nie uwierzą - powiedziała Amelia przechodząc przez próg ich pokoju. Piękny jasny, duży pokój z dwoma łóżkami po prawej i lewej stronie. Amelia podeszła do dużego okna naprzeciw wejścia.
-Budzić się dla takiego widoku...- szepnęła do siebie patrząc na wzburzone morze i słońce idące ku zachodowi.
-Przebierzemy się i schodzimy na dół ok? - spytała Oliv podchodząc do walizek.
-Dobra, też się z chęcią przebiorę.. czekajcie pod moim pokojem.
Dziewczyny szybko zaczęły przeglądać walizki. Amelia postanowiła ubrać się w beżową, lekko prześwitującą koszulę z kołnierzykiem, bez rękawów, a do tego granatowe rurki. Oliv miała trochę więcej problemów z ubraniami, ale w końcu wybrała koszulkę-bokserkę i bordowe spodnie z lekko opuszczonym krokiem. Szybko przeczesały swoje włosy i podeszły pod pokój Joy. Miała na sobie spodnie 3/4 w skórę węża ,białą, luźną koszulkę na ramiączkach z przedłużonym tyłem oraz czarne trampki pod kostkę.
-Ok- westchnęła odgarniając kosmyki, które wypadły z nie ogarniętego koka- kierunek mordor...- Dziewczyny nie reagowały na docinki. W ciszy zeszły na dół. Oliv miała miękkie kolana i z trudem udało jej się zejść bez zakopnięcia.
-No myślałem, że już nie zejdziecie! - powiedział Pan Willey wstając od stołu- wybaczcie dziewczyny, ale praca mnie wzywa i nie dotrzymam wam towarzystwa.
-Nic się nie stało- powiedziały chórkiem. Przy krzesłach  zwróconych w stronę kuchni siedział Zayn. Po jego lewej stronie były wolne dwa krzesła. Amelia przyśpieszyła kroku by zając miejsce obok niego na przeciwko Liama. Oliv nie przejęła się tym zbytnio i zajęła miejsce obok niej, na przeciwko Harrego. Joy z wyrachowaniem zajęła miejsce honorowe, które na przeciwko niej zajął już Louis. Nastała niezręczna cisza.
-Słyszeliśmy, że jesteś naszą wielką fanką- powiedział ironicznie Louis, rzucając spojrzenie na Joy.
-Widzę, że mam do czynienia z mistrzem ironii- parsknęła. Oliv kopnęła ją pod stołem w kostkę, na co Joy posłała jej pytające spojrzenie.
-Zniżam się do poziomu rozmówcy- dodał marszcząc nos i sztucznie się uśmiechając.
-Anglik z starający się być wrednym... To może być ciekawe! Dawaj Panie Potter!- rzuciła Joy patrząc w oczy chłopaka. Reszta siedziała cicho przyglądając się sytuacji i zajadając kurczakiem.
-Ymm... Jak długo będziecie tu mieszkać?- spytała Oliv patrząc na Harrego wzrokiem dającym do zrozumienia, że trzeba przerwać kłótnie.
-Tak długo, aż coś nagramy- odparł z ciepłym uśmiechem.
-Może od razu cały album?- zaśmiał się Louis patrząc złośliwie na Joy. Widać było, że sobie nie odpuszczą.
-Nie wiem czy zasługuję- warknęła.
-My też nie jesteśmy pewni, ale zrobimy wyjątek.
-Uwierz mi, wyjdzie wam to na dobre. Może w końcu się czegoś nauczycie- Jej kostka po raz kolejny została uderzona przez Oliv. Louis był niewzruszony.
-Ze wzajemnością Panno Joy- powiedział z uśmiechem co jeszcze bardziej podrażniło dziewczynę.
-Podasz mi cukier proszę? -wtrąciła Amelia patrząc na Zayna zajętego swoim posiłkiem. Spojrzał prosto w jej oczy, po czym naciągną się nad stołem i podał jej to o co prosiła.
-Cukier dla słodkiej Pani- zaśmiał się. Wszyscy powstrzymali śmiech wraz z  Joy, która starała się tego po sobie nie poznać, zasłaniając twarz rękoma.
-Zayn rzygam tęczą!- Powiedział kędzierzawy chłopak, uderzając się otwartą ręką w czoło. Joy trzymała język za zębami a Oliv i Amelia żartowały z chłopakami. Amelia lustrowała całą sytuacje. Należała ona do osób bardzo spostrzegawczych. Zauważyła, że Harry co chwilę spogląda na Oliv, która wprawiała się w dyskusją to z Liamem to z Niallem. Zauważyła, że Zayn jest jakiś nieobecny. Co chwilę spogląda na komórkę leżącą na stole, jakby liczył, że ktoś zadzwoni. Zauważyła obrażoną Joy, z zamyśleniem przerzucając jedzenie na talerzu z miejsca na miejsce. Louisa patrzącego na rywalkę szermierki słownej z zafrasowaniem.



To by było na tyle, jeśli chodzi o 1 rozdział. Znów padnie bardzo popularne zdanie  - mamy nadzieję, że was nie zanudziłyśmy. Jeżeli przeczytałyście ten post to bardzo prosimy o pozostawienie komentarza ;D Będziemy wdzięczne za te pozytywne i negatywne!