Bez życia. Niby obecna ciałem, ale duchem nie do końca.
-Dziewczyny za kilka minut wyjeżdżają. Może się pożegnasz?- Spytał Louis siedzący na łóżku Joy. Ta obróciła się na brzuch mamrocąc coś w poduszkę.
-I
t's time to get up!- Wrzasnął swoim angielskim akcentem.
-Jak ja wytrzymam w towarzystwie anglików? Czy u was wszyscy mają taką nienaganną wymowę?- mruknęła siadając na łóżko. Louis zaśmiał się widząc busz na jej głowie. Każdy włos w inną stronę i jej zaspana twarz wyglądały niezwykle pociągająco.
-Nie wiem jak my wytrzymamy z twoim niewyparzonym językiem- odparł przerzucając jej włosy na jedną stronę by mieć dostęp do bladego policzka. Rzuciła na niego kątem oka z delikatnym uśmiechem, a ten obdarował jej policzek zmysłowym pocałunkiem, który schodził coraz niżej aż do karku. Chwila zapomnienia. Tylko jego bliskość sprawiała, że reszta przestawała mieć znaczenie. Joy lubiła się jednak przekomarzać. Gdy Tomlinson wracał pocałunkami do jej ust, ta przygryzła jego wargę i podniosła jedną brew do góry.
-Jesteś okropna- zaśmiał się, nie oddalając się od niej. Oblizał wargę, na której pozostał czerwony ślad jej zębów. Ta zamrugała jedynie kilka razy z nieśmiałym uśmiechem, po czym wstała i weszła do łazienki biorąc po drodze ubrania przygotowane na podróż. Wyglądała tak niewinnie. Louis zastanawiał się skąd w niej tyle zadziorności i odwagi. Była dla niego zagadką.
-Wiesz że mam cie już dość?- Mokre, świeżo umyte włosy chłodziły jej nagrzane ciepłą wodą ramiona. Patrzyła na swoje odbicie. Podkrążone oczy w których nie widziała dawnej Joy. Ta, na którą patrzyła była inna. Przestraszona- tchórzliwa idiotka- parsknęła. Kłóciło się to z jej naturą. Zazwyczaj była tą, która rozdawał karty. Tym razem jednak ktoś rozdawał je jej. Była zdana na czyiś kaprys. Mogła iść swoją drogą, ale nie była pewna, czy zniesie fizyczną samotność, która mogłaby skończyć się samobójstwem. Już raz przyszło jej to do głowy. Jak na razie jednak scenariusz jej życia jest inny. Miała Louisa. Miała zamiar żyć dla niego i przyjaciół. Ale w szczególności dla niego. Siedział właśnie w pokoju obok czekając na nią. Wiedziała, że ją kocha całym sobą, ale jednak czuła się sama- dlaczego?- Pytała sama siebie, szepcząc. Wykonała lekki makijaż, włosy wysuszyła. Wciągnęła na siebie bieliznę, jeansowe szorty, białą zwiewną bluzkę, a na głowę wsunęła luźną czapkę. Wyszła z łazienki ze zwieszoną głową. Gdy ją podniosła Tomlinsona jak i walizek nie było.
-Lou?!- krzyknęła chcąc zorientować się gdzie jest.
-Na dole szakalu! Czekamy na ciebie!
-Szakalu? Serio?- powiedziała sama do siebie zbiegając na dół. Oliv stała w pokoju gościnnym żegnając się z chłopakami. Harry stał z boku przyglądając się wszystkiemu z wymuszonym uśmiechem.Widać było, że cierpiał z powodu rozstania. To dziwne jak szybko ludzie się do siebie przywiązują.
Oliv zaraz po zauważeniu przyjaciółki wpadła w jej ramiona. Przytuliły się tak mocno jak tylko mogły pocierając dłońmi o plecy.
-Dwa tygodnie.
-Tylko dwa tygodnie- sprostowała Oliv oddalając się od niej wiedząc że Amelia weszła do pomieszczenia. Również rzuciły się w sobie w ramiona.
-Wejdź do swojego pokoju, a na biurku znajdziesz niespodziankę ode mnie i Oliv- szepnęła po czym wypuściła ją z uścisku. Koło Joy stanął Louis obejmując ją ramieniem. Przeszli tak przed dom gdzie Harry i Niall pomogli wpakowywać walizki do auta. Po chwili dziewczyny siedziały wewnątrz oddalającego się pojazdu z przyciemnianymi szybami. Pojazd zniknął z pola widzenia. Chłopacy weszli do środka.
-Idziesz baby?- zapytał Lou przytrzymując drzwi mieszkania.
-Przejdę się ostatni raz po plaży- odparła szybko. Louis zauważył że jest coś nie tak. Life miała kurczowo ściśnięte dłonie. Wyglądało to tak jakby się przed czymś powstrzymywała ponieważ jej knykcie aż zbielały pod wpływem siły z jaką to zrobiła.
-No to idziemy- wyrwał.
-Nie prosiłam cię o towarzystwo Panie Tomlinson- odparła oschle. Nie chciała być nie miła. Po prostu potrzebowała spaceru. Tego ostatniego w tym miejscu.
-Nie prosiłem o pozwolenie. Idę z tobą szakalu!- odparł łapiąc za jej rękę która momentalnie się rozluźniła. Uśmiechnął się gdy to poczuł. Wiedział jak na nią działa. Wiedział że Joy jest zagubiona. Sam też by był, a słowem spierdalaj, potajemnie z desperacjom chciałby zwrócić na siebie uwagę szukając pomocy. Joy sprawiała właśnie takie wrażenie. Dziewczyna spojrzała na niego wywracając oczami.
-Naprawdę wolała bym iść sama- szepnęła.
-Jesteś na mnie zła?
-Skąd ci to przyszło do głowy?- spytała na co on wzdrygnął ramionami- jesteś ostatnią osobą na którą mogła bym być zła Tomlinson!
-Więc skąd twoja nie chęć do spędzania ze mną czasu?
-To nie tak że nie chcę. Wiem poprostu że nie wrócę tu za szybko i chciałam się przejść sama. Przemyśleć to i owo- pomimo słów Joy, nie zatrzymał się i nie zawrócił.
-Nie będę ci przeszkadzał, obiecuję że nie wyduszę z siebie ani słowa!- powiedział. Gdy dotarli do plaży zrzucili buty. Joy czuła się źle widząc milczącego Louisa. Na pewno to do niego nie pasowało. Przed wyjazdem postanowiła mu coś pokazać. W jego towarzystwie nie było mowy o przemyśleniach typu "co to teraz ze mną będzie" i może to lepiej. Dziewczyna pociągnęła go w kierunku pamiętnych skalnych półek po których skakali po pikniku. Louis zauważył błysk w jej oku. Już chciał się odezwać lecz przypomniał sobie o obietnicy co spowodowało tylko wybełknięciem jakiegoś niezrozumiałego słowa.
-Obiecałeś mi coś- powiedziała przenosząc usta na jedna stronę na co on zasłonił swoje dłoniom- chodź pokaże ci coś- dodała śmiejąc się z jego miny. Doszli do miejsca gdzie morze rozbijało się o średniej wielkości klif. Woda uderzała w niego po czym oddalała się robiąc na kilka sekund przejście na skalne półki.- Możesz się już odzywać.
-Dzięki Bogu! Myślałem że zaraz zwariuję- odpowiedział a dziewczyna spojrzała na niego cwano po czym przesunęła się w stronę wspomnianego klifu. Wyczekała moment i przeszła ścieżką wypłukaną przez fale. Tomlinson widząc że nie Life nie jest skłonna do rozmów podszedł za nią do klifu i sam czekał na moment kiedy fala oddali się od niego by mógł przejść. Gdy udało mu się to zrobić wskoczył na jedną ze skalnych półek obok Joy. Za plecami mieli kamienną wysoką ścianę a przed sobą otwarte morze. Widok zapierał dech w piersiach chłopaka.
-Gdzie chcesz jeszcze iść?- spytał widząc że przeskakuje na dalsze półki.
-Do miejsca za którym będę tęsknic najbardziej- odparła. Klif był zaokrąglony. Joy zniknęła nagle za rogiem kamiennej ściany.
Chłopaka przyśpieszył nie chcąc stracić jej z oczu. Gdy wyszedł zza zakrętu oniemiał. Kamienne półki prowadziły do piaszczystej plaży oddzielonej od reszty świata wspomnianym już klifem. Joy stanęła wpatrując się z uśmiechem w morze. Oszołomiony Louis podszedł do niej z uchylonymi ustami. Chwycił za jej rękę rozglądając się dookoła.
-Jak znalazłaś to miejsce?
-Jakieś dwa lata temu. Kryłam się tu przed tatą kiedy kazał mi grać na pianinie- zaśmiała się na obraz w jej myślach.
-Myślałem że lubisz grać na pianinie- zdziwił się.
-Lubie ale dla przyjemności, wtedy kiedy mam ochotę. Przeszli dalej w głąb azylu siadając na rozgrzanym piasku. Joy uśmiechnęła się odchylając głowę do tyłu. Chłopak siedział zaraz koło niej wpatrując się w spokojne morze.
-O czym myślisz?- cisze przerwał oczywiście Louis.
-O tobie- zaśmiała się obracając luźno głowę w jego stronę- Mogłeś zginąć- śmiała się dalej. Dla Tomlinsona było to trochę podejrzane.
-I co cię tak bawi?- spytał zmieszany.
-Wiesz że gdyby nie to że jesteś wariatem mogła bym nie żyć?
-Zdaje sobie z tego sprawę- odparł podnosząc kąciki ust- ale nadal nie wiem co cię tak bawi- był kompletnie zmieszany i za nic w świecie nie mógł jej w tym momencie rozgryźć.
-Jestem idiotką- znów zaśmiała się. Tym razem z zakłopotaniem- Tyle dla mnie zrobiłeś a ja ci nawet nie podziękowałam- Chłopaka odrazu rozpromieniał.
-Nie jesteś idiotką szakalu!
-Jestem.
-Nie.
-Młodszym się ustępuje. Jestem idiotką.
-Głupszym się ustępuje. Nie jesteś! Tak czy inaczej nie ma za co- Spojrzeli sobie z rozbawieniem w oczy.
-Wiesz że jesteś dla mnie wszystkim? Dosłownie- Spytała chcąc upewnić się że jest tego świadom. Widząc jego wyraz twarzy posmutniała. Miała nadzieję na szeroki uśmiech którym miał zwyczaj ją obdarowywać. Ten jednak patrzył na nią z poważną miną. To co czuł widać było za to w jego oczach. Na tle lazurowego morza wyglądały naprawdę cudownie. Czy lepiej niż zwykle? Nie Joy to oceniać. Ona zawsze widziała w nich to samo.
-Dobrze się składa bo ty dla mnie również- wychrypiał szepcząc co sprawiło że po ciele dziewczyny przeszły dreszcze. Zanim się obejrzała Tomlinson przewrócił ją na plecy i nachylał się nad nią błądził swoimi ciepłymi, delikatnymi ustami po jej karku i obojczyku. Joy chciała więcej. Gdy Louis zaczynał nie chciała by kończył. może i było to z jej strony nieodpowiedzialne myślenie, ale czy chwila zapomnienia nie jest opatrunkiem po ukąszeniu przez życie? Chłopak włożył jedną ręką pod jej plecy, a drugą podtrzymywał się nad jej ciałem. Joy chwyciła za jego włosy odciągając go od jej karku. Zachłannie wtopiła się w jego usta, a on zaskoczony jej stanowczością odwdzięczył się tym samym z zawadiackim uśmiechem.
-Zwykłe dziękuje nie wystarczy- Powiedziała łapiąc oddech.
-Wystarczy że jesteś- odparł odrywając się od niej z szerokim pięknym uśmiechem. Oczywiście nie był by sobą jeżeli nie zrobił by czegoś głupiego więc przyssał się do jej obojczyka. Joy wygięła plecy w łuk śmiejąc się.
-Oznaczyłem Cię- Powiedział zadowolony patrząc na czerwony ślad.
-Oznacza pies mój drogi- zaśmiała się. Docinki były dopełnieniem. Było idealnie- porównujesz się do psa?
-A ty do hydrantu?- zaśmiał się błądząc dłonią po jej tali i brzuchu. Joy przygryzła wnętrze policzka czując jak jego pocałunki schodzą do dołu zmierzając do brzucha. Zacisnęła w dłoni piasek gdy ten zrzucił z siebie w pośpiechu koszulę w jaskółki. Nie pozostając dłużna zsunęła z głowy czapkę i zrzuciła białą bluzkę. Szybko wbiła paznokcie w jego nagie plecy przez co chłopak w połowie się na nią położył zachłannie całując jej usta. Dziewczyna czując że się w nij zatracił szybkim ruchem przerzuciła go pod siebie. Teraz to on leżał na rozgrzanym piasku, a Joy siedziała na nim okrakiem.
-Jeśli teraz odejdziesz, rozpadnę się- szepnęła. To miejsce i czas były idealne. Samotność sprzyjała tego typu wyznaniom i czynom.
-Nie pozwolę na to- Chrypnął czując jak dziewczyna nieświadomie ociera się rytmicznie o jego ciało.
-Obiecaj mi to- rozkazała. Po jej ciele przeszedł dreszcz gdy chłopak chwycił ją za pośladki podnosząc się do góry. Usiadł na swoich piętach. Klęczał trzymając w objęciach Joy. Wiatr z nad morza ochładzał ich coraz to bardziej rozgrzane, nabuzowane ciała.
-Zostańmy tu- szepnęła łapczywie nabierając oddechu na co on wysłał jej jeden z tych jego cwaniackich uśmiechów który kochała. Nagle przestała odwdzięczać jego pocałunki. Słowa które wypowiedziała sprowadziły ją z powrotem na ziemię.
-Co jest? Zrobiłem coś nie tak?- spytał gdy ta szybko podiosła się z jego kolan.
-Samolot!- Przypomniała. Tomlinson wstał oblizując usta po czym przygryzając dolną wargę z uśmiechem.
-Mamy czas, za godzinę odlot- Powiedział wyjmując telefon z kieszeni spodni. Lecieli prywatnym samolotem chłopców. Joy karciła się w myślach za to co się wydarzyło. Nie panowała nad sobą. Powinna być samodzielna, a czuła się całkowicie poddana i uzależniona od jego. Zmarszczyła brwi otrzepując bluzkę i czapkę z piasku.
-Znowu foch?- spytał złośliwie po chwili orientując się że jej nie jest do śmiechu- Co jest?- spytał a ta spojrzała na niego kątem oka- idiota.. tak wiem. Przepraszam szakalu- posmutniał lecz nadal jeden z kącików jego ust unosił się do góry. Czekał w nadziei że odgryzie się co tak kochała robić.
-Chodź już lepiej...- Odparła łapiąc go za rękę. Louis westchnął, a Joy znów było źle widząc go niezadowolonego-..Chujku...- Parsknął śmiechem przez co i Joy szeroko się uśmiechnęła.
-Nikt nie wypowiada takich słów w tak słodki sposób jak ty- powiedział łapiąc od tyłu.
-Zakładaj tą koszulę zboczeńcu...- Odwarknęła obracając się po czym pocałowała go w nos. Tomlinson chwycił do ręki wspomnianą koszulę po czym ruszył za Joy do skalnych półek. Po chwili schylali się po buty które zostawili na plaży przed Willą.
-Zabiją nas.
-Mało do stracenia- szepnęła tak by jej nie usłyszał.
-Co?
-Co co?
-Joy, nie mów tak!- Jego ton nigdy nie brzmiał tak poważnie- Rozumiesz?!- Był zdenerwowany.
-Dobra. Ok? Spokojnie to tylko słowa- powiedziała patrząc na niego spode łba. Nie lubiła gdy miał taki wyraz twarzy. Zmartwiony. Bez uśmiechu.
-Słowa bolą tak samo jak czyny. Czasami nawet mocniej- odpowiedział całując ją w czoło. Joy nie chciała widzieć go smutnym. Nie teraz. Nie wtedy gdy było dość powodów do smutku. Popchnęła go delikatnie po czym zaczęła biec w stronę drzwi wejściowych willi.
-Będę pierwsza luzerze!- Tomlinson pobiegł oczywiście za nią jak oparzony. Przepychanki w drzwiach zostały przerwane dosadnym chrząknięciem kogoś stojącego wewnątrz.
-Co wy do cholery robicie! Samolot nie będzie czekał! Joy myślałem że jesteś bardziej odpowiedzialna! O tobie Louis to już nawet nie mówię!- Travis stał w towarzystwie chłopaków z plecakami na plecach- Niall zdążył odwieźć dziewczyny, a wy jakby nigdy nic straciliście się na..-spojrzał na zegarek- godzinę!
-Przepraszam- odparła rozbawiona Joy. Nie była zbytnio przejęta jego słowami. Może to przez Tomlinsona, który cały czas dzióbał ją potajemnie w bok z tak samo głupawym uśmiechem, jaki miała ona.
-Do vana! Migiem!- powiedział wskazując palcem na wyjście. Joy szybko przeszła koło niego dając buziaka w policzek na uspokojenie. Co jak co, ale na nią nie dało się długo gniewać. Była jedną z tych, której jedno spojrzenie czy uśmiech wystarczyło, żeby załagodzić spór.
-Skoczę jeszcze do pokoju po plecak- powiedziała będąc już w połowie drogi na górę. Pokój był surowy. Pusty. Joy zatrzymała się lekko oszołomiona tym widokiem. Zamrugała kilka razy oczyma nie przyzwyczajona do tego widoku, po czym zaczęła wpakowywać do plecaka rzeczy przygotowane na biurku. Wśród nich było małe czerwone pudełeczko. Prezent, o którym wspominała Amelia. Wpakowała go razem z resztą rzeczy i szybko zbiegła na dół z zamiarem otworzenia pudełeczka w vanie.
-Już idę!- krzyknęła słysząc jak zniecierpliwiony Travis naciska na klakson. Zawsze był poukładany. Nienawidził się spóźniać. Wybiegła z domu i z impetem wskoczyła na kolana Nialla i Louisa.
-Jestem- powiedziała zadowolona z siebie. Rozepchała sie pomiędzy nimi. Harry, Liam i Zayn siedzieli z tyłu. Auto ruszyło po chwili pozostawiając za sobą jedynie bramy Willi. Dziewczyna wyjęła z plecaka pudełeczko.
-Ja nie dostałem prezentu- wychlipał Niall udając załamanego.
-Bo nie nosisz biżuterii- skwitował Lou widząc jak Joy wyciąga małą zawieszkę do bransoletki w kształcie noska i wąsów kotka. Podała Tomlinsonowi zawieszkę a ten delikatnie zahaczył ją o jej bransoletkę. Spojrzała na małą głupotkę wisząca z jej ręki. Niall uśmiechnął się widząc jej szczęście w oczach, po czym przeniósł wzrok na pudełeczko.
-Jest liścik- Powiedział podnosząc go i dając jej do ręki. Wzięła go z uśmiechem rozprostowując kartkę.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Styles- zagroziła czując jego oddech na karku.
-Skąd wiedziałaś że to ja?!
-Masz charakterystyczne perfumy.
-Kiedy zdążyłaś go obwąchać na tyle, żeby rozpoznawać jego perfumy?- oburzył się Louis. Dziewczyna zadrżała, lecz po zobaczeniu jego nie poważnej miny drgnęła ramionami. Louis pozostający bez odpowiedzi wstał i chwiejnie rzucił się na Harrego.
-Przeczytasz?- zapytał niepewnie Niall.
-" To dzięki Tobie zaczęła się ta...hmmm.. Przygoda? Zwykłe dziękuję nie wystarczy! Oliv dostała od Hazzy kotka, więc stwierdziłyśmy, że to właśnie kotek będzie symbolem przyjaźni i miłości- taaaak wiemy jak to beznadziejnie brzmi xD Kochamy Cię! Pamiętaj o tym! Do zobaczenia za dwa tygodnie bejbe! xoxo "
-O mało tego nie zepsułam już pierwszego dnia- stwierdziła wkładając liścik do pudełka, a je do plecaka.
-Jak to?- spytał Zayn nachylając się nad oparciem Joy.
-Nie pamiętacie jaka byłam wściekła na ojca?
-A no tak.. Pamiętna rozmowa w jego gabinecie- Przypomniał sobie Liam. Joy speszyła się na pamięć tego jak ich nazywała. Jej policzki przybrały kolorów.
-Przepraszam za to co wtedy mówiłam....Nawet nie wiecie jak mi głupio.
-Joy? Masz gorączkę? Źle się czujesz?- Spytał Niall dotykając jej czoła z niepewnością. Ta przewróciła oczami z uśmiechem.
-Dlaczego?
-Tobie głupio? Zazwyczaj tylko nas gnoisz. Nie ważne czy do zabawy czy na poważnie- stwierdził Harry. A Joy momentalnie zniknął uśmiech z twarzy. Naprawdę tak o mnie myślą? To pytanie obijało się w jej głowie bezlitośnie doprowadzając do grymasu na jej twarzy. Nie odpowiedziała. Przez resztę drogi nie odezwała się ani słowem kartkując w myślach swoje wypowiedzi skierowane do chłopaków. Dopiero teraz zauważyła, że każda wypowiedź Niall'a do niej była wypowiadana z niepewnością, może nawet strachem. Spojrzała na niego, a ten gdy to zauważył bezpiecznie odwrócił głowę w inną stronę. Dziewczynie zachciało się płakać. Zayn? Nie rozmawiała z nim prawie w ogóle. Oliv i Amel miały z nim dobry kontakt. Nie chciał z nią rozmawiać? Liam... Liam nie okazywał takiego zapału jak przy rozmowach z dziewczynami. Wysilał się na uśmiech, ale gdy teraz o tym myślała uśmiech był nie zbyt szczery. Harry, zawsze wydawało jej się, że nie pała do niej sympatią.
-Fuck- powiedziała najciszej jak mogła. Dobry humor poszedł się najprościej mówiąc paść.
Podjechali pod lotnisko, gdzie od razu podeszli do nich ochroniarze. Fotoreporterów udało się zmylić podając inną godzinę odlotu. Gdy każdy z nich trzymał już uchwyty swoich walizek mogli zmierzać do wejścia.
-Dasz sobie radę?- Spytał Travis przytulając Joy.
-Nie martw się o mnie. Jestem dużą dziewczynką- powiedziała szczerze się uśmiechając. Po śmierci Willeya, Travis czuł się jak jej ojciec. Przejął jego obowiązki, dom i co dziwnie brzmi córkę.
-Gdy znajdziesz jakiś dom, wyślij mi papiery, wszystko załatwię.
-Kocham cię. Nie martw się- oddaliła się od niego przedtem całując w policzek- będę dzwonić!
Lecieli od jakichś czterech godzin. Louis nie spał. Nigdy nie spał w czasie podróży. Czasami może zamknął oczy próbując się zdrzemnąć, ale z góry było to skazane na porażkę. Nigdy nie umiał zasnąć w czasie podróży. Siedział przy oknie wpatrując się w białe obłoki. O jego ramię opierała się Joy. Nie spała, lecz o tym nie wiedział. Obaj gubili się we własnych myślach. Joy z doświadczenia wie, że wygodniej i łatwiej jest być egoistką i nie przejmować się zdaniem innych. Dlaczego teraz nie mogła tak myśleć?
-Louis śpisz?- szepnęła.
-Nie.
-Chłopaki mnie nie lubią no nie?- Lou uśmiechną się głupkowato- Mówię serio. Nie lubią mnie.
-Dlaczego tak sądzisz?
-Nie oszukujmy się. Przez cały wasz pobyt w Kalifornii byłam dla was okropna.
-W każdej sekundzie możesz zacząć od nowa, to twój wybór. Ale nie oszukujmy się, taki masz charakter, trudno będzie go zmienić.
-Czyli nie zaprzeczasz?- Louis cmoknął po czym wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby- Nie ważne.
-Ej, ale taką Cię pokochałem- powiedział szturchając ją.
-Idio..Ja też Cię kocham Lou- Może to czas na zmiany. Nowy kontynent, kultura. Zmiana toku myślenia też się przyda. Podróż ciągnęła się nie ubłaganie. Joy, która usnęła poczuła tylko jak Tomlinson dmucha delikatnie do jej ucha. Uśmiechnęła się zapominając, gdzie się znajduje. Prawie jak beztroski poranek we własnym łóżku. Po chwili jednak opamiętała się, przypominając sobie, że jest w samolocie. Louis nacisnął guzik, przez który krzesło dziewczyny gwałtownie przeszło z pozycji leżącej do siedzącej.
-Zapinaj pasy szakalu- nakazał.
Lądowanie jak lądowanie. Potrzepało, ale wrażenia nie robiło to na nikim. Powoli wygramolili się z samolotu. Pierwsze co odczuła Joy to zimno i rażące słońce. Dziwne połączenie.
-Słońce przyleciało z wami. Pierwszy raz od dawna nie ma ani jednej chmurki na niebie!- Powiedział mężczyzna rosły, który przyjacielsko witał się z chłopakami. Joy pocałował w rękę po czym przedstawił się.
-Patric Powell.
-Joy Life..- Odpowiedziała nie pewnie.
-Panienka się nie boi, ja tylko tak wyglądam!- zażartował, chodź Joy nie pomyślała ani przez chwilę o strachu. Może to przez zimny, nie przyjemny wiatr, przez który ledwo co stała na nogach.
-Miło mi panie Powell- odparła uśmiechając się do wysokiego dobrze zbudowanego mężczyzny. Miał na sobie opiętą czarną koszulkę i czarne spodnie. Był łysy co nadawało mu wyglądu kibola, który chętnie przywalił by jej pałką w łeb. Poszli za mężczyzną w stronę wejścia na lotnisko. Niall na pytające spojrzenie Joy odparł nerwowo.
-Nasz ochroniarz- Zapomniała o tym, co Niall czuje gdy na nią patrzy. Nie mogła pojąć jak można się jej bać.
Chciała jak najszybciej wejść do pomieszczenia mając nadzieję, że będzie w nim cieplej. Gdy weszli do środka otulił ją podmuch ciepłego ogrzewanego wnętrza. Mogła poprosić o bluzę, ale kogo? Chłopaki nie zaopatrzyli się w bluzy, kurtki. Nie to co Joy. Jedynie Zayn miał na sobie ramoneskę. Znając życie wolała nawet nie pytać o nią z dwóch powodów. Nie daj Boże ktoś zrobiłby jej w niej zdjęcie i plotki o romansie rozniosłyby się szybciej niż dojechaliby do domu, a po drugie nie miała zamiaru rozmawiać z kimś kto jej nie lubi. Zaczęła schizować? Może. Odebrali walizki. Dali kilka autografów. Joy nie pocieszyła się słysząc kilka obelg w jej stronę typu "dziwka".
-Nie przejmuj się- szepnął Louis widząc jak z niezrozumieniem patrzy w stronę osoby wypowiadającej te słowa. Zauważyła, że Harry znów postanowił dokumentować swoje życie. Robił zdjęcia mężczyznom z aparatami, fanom, chłopakom.
Wyszli na zewnątrz, gdzie znów uderzyło ich to zimne powietrze. Słońce biło po oczach więc wyciągnęła z plecaka okulary po czym włożyła je na nos.Mogła już powiedzieć, że nienawidzi Londynu. Humor coraz gorszy. Ochroniarz zaprowadził ich do tour busa.
-Dlaczego nie van?- spytał Liam wkładając walizki do bagażniku na boku pojazdu.
-Tylko tutaj zmieszczą się wasze bagaże, do vana musielibyśmy dopinać przyczepkę- rzeczywiście walizki zajmowały dużo miejsca. Harry czekał aż Joy wpakuje swoje walizki. Gdy się obróciła Hazz zrobił jej zdjęcie uśmiechając się do ekranu komórki. Joy również uśmiechnęła się widząc, że jej nie olewa. Hazz zachwycony swoimi zdjęciami stał i nie zauważył nawet, kiedy Joy wpakowała jego walizki do środka.
-Styles! Pobudka- zaśmiała się na co on rozejrzał się zdezorientowany. Wskoczył za Joy do środka, po czym pojazd ruszył w stronę posiadłości chłopców. Każdy z nich mieszkał osobno. Sam. Zdziwiło to trochę dziewczynę. Nie znała ich, ale wiedziała, że to dziwne iż bożyszcze nastolatek mieszkają sami. Mogli mieć każdą. Zboczona? Tak. W końcu mieszkała w Los Angeles.
-Jedziemy do Harrego, tam przyjedzie Paul. Mówi, że jest kilka spraw do obgadania- Poinformował mężczyzna siedzący z nimi w busie. Chłopcy byli rozluźnieni. Niall siedział na ziemi przy lodówce zajadając się czipsami, Liam i Zayn siedzieli przed laptopem śmiejąc się co chwilę, a Louis i Harry leżeli koło siebie na kanapie. Bus był dość duży więc nie czuło się dyskomfortu. Przynajmniej nie powinno. Jedyne o czym marzyła teraz Joy to obiecany pokój w domu Louisa. Ona, słuchawki na uszach i nic poza tym. Podróż była dla niej mało mówiąc niezręczna. Mężczyzna wpatrywał się w nią przeszywając na wylot. Nie wiedziała kim był, bo się nie przedstawił. Siedziała przy stoliku z podkurczonymi nogami. W pewnym momencie nie wytrzymała. Nie mogła dłużej udawać, że nie czuje na sobie jego wzroku i dosadnie na niego spojrzała.
-Problem jakiś?- Warknęła. Mężczyzna spojrzał na nią krzywo nie łamiąc się. Joy też nie miała zamiaru odpuścić. Kim on był?- Nie chcę być nie miła. Jestem zmęczona, a naprawdę nie lubię kiedy ktoś się na mnie gapi! Mógł by Pan przestać?- Spytała udając miłą. W myślach zdzieliła go kilka razy gazetą która leżała przed nią.
-Wybacz- odparł krótko jeszcze raz krzywo na nią spoglądając, po czym zanurzył nos w gazecie. Gdy podniósł ją zasłaniając twarz Joy otworzyła szeroko usta wydając z siebie jedynie bełkot. Wyrwała gazetę mężczyźnie nie zważając na to jak zareaguje.
-Co to za brednie pan czyta! Ja pierdole! Jak ktoś mógł napisać, że przedawkował!- zaczęła kląć, z niedowierzaniem czytając durne pismo.
-Jest z LA- Wytłumaczył Louis, tak jakby miejsce zamieszkania tłumaczyło jej zachowanie.
-Super laskę znalazłeś sobie Tomlinson. Powodzenia!- Powiedział unosząc do góry ręce. Dojechali na miejsce. Joy nadal zaczytana w piśmie wyszła z tour busa. Oślepiło ją kilka fleszy aparatów. Poudawała, że jest wszystko ok, zajebiście. Była dobrą aktorką, co już było wspominane. Dom Stylesa robił wrażenie. Na zewnątrz wszystko w dobrym guście i prosto, gdy zaś wszyscy wparowali do środka można było podziwiać nowoczesny wystrój. Szczególną uwagę przybijał w jasnym pomieszczeniu stół do bilardu w centrum pokoju.
-Ładnie Styles, ładnie- Powiedziała Joy klepiąc go zadowolonego po ramieniu. Na kanapie siedział mężczyzna, który widząc grupę wchodzącą do środka wstał witając się serdecznie z chłopakami i resztą. Joy nigdy nie była w bardziej krępującej sytuacji chodź nie dawała tego po sobie poznać.
-Paul- Powiedział podając rękę.
-Joy- Miała wrażenie, że i Paul nie pałał już do niej sympatią. Uśmiech znikł z jej twarzy, zaraz gdy się od niej oddalił.
-Siadajcie- nakazał wskazując na długą sofę. Wszyscy chłopcy się zmieścili tak jakby Harry zamówił ją wiedząc, że na zwykłej się nie mieszczą. Paul usiadł na krześle które przyniósł sobie z kuchni. Joy stanęła za chłopakami z założonymi rękoma. Chłopaki chcieli zrobić jej miejsce ale ta zaprotestowała.
-Mam jedno pytanie- Zaczął Paul, obok którego stał nie znany Joy mężczyzna z incydentu w tour busie.
-Louis, co to do kurwy nędzy ma znaczyć!?- Zapytał Pan X. Wskazał palcem na Joy.
I tak oto pojawił się kolejny 9 rozdział. Blog powoli się rozkręca.
Powoli. Idziemy do przodu, ale to dzięki tylko i wyłącznie wam<3
Dziękujemy za wszystkie komentarze! W najbliższym czasie planujemy
zrobić mały konkurs, ale o szczegółach dowiecie się w osobnej notce Liczymy na dodawanie się obserwatorów tego bloga i komentarz! Kochamy was!